Czy kryzys egzystencjalny w połowie życia dopada wszystkich, czy jest tak jak z buntem nastolatków – niektórzy go przechodzą na 200 procent, a inni ciągle grzecznie zakuwają i chodzą do cioci na herbatki? Czy buntujące sie nastolatki nie są późnej dotykane owym kryzysem ze względu na wczesny bunt? Czy też może na odwrót – ci spokojni również w okolicach czterdziestki mają spokój? Wiecie ze jestem w tych okolicach wiekowych, rozmawiam z przyjaciółmi i znajomymi i widzę że do wielu kryzys zapukał. Czy wiąże się to na przykład z wykonywaniem tej samej pracy od piętnastu lat i z rodzajem wypalenia zawodowego? W tym świetle wyśmiewane przeze mnie „rzucił korporację i szyje psom buty” ma sens. Po wielu latach bezimiennego klikania możesz zrobić COŚ. Uszyć lub odrestaurować komuś buty, mieć namacalny dowód swojej pracy i natychmiastową gratyfikację w postaci podziękowań, uścisku dłoni i wdzięczności. Nie czuć się excelową tabelką, a sprawcą. Zastanawiam się, czy z małżonkiem póki co uniknęliśmy tego zjawiska, bo w odpowiednim czasie przewróciliśmy swoje życie do góry nogami? Albo to kryzysowe cholerstwo już nie przyjdzie, albo się przyczai i zaatakuje za kilka lat.
Ale nie myślcie ze wpadłam w jakieś ciemne wiry, o nie. Jestem z tej frakcji, która na nieuchronność egzystencji odpowiada śmiechem. Jak w filmie Woody Allena – z życia Melindy zrobiłabym komedię, nigdy dramat.
Skoro już wiecie że dramatów nie będzie to zdradzę Wam jeszcze czym dziś zakąszamy swoje smutki. Oto nasze propozycje:
– zupa z kapusty z ryżem arborio, pesto, pomidorami i grana padano
– krem porowo-ziemniaczany z tymiankiem i grzankami, podlany białym winem
– chili con carne z wołowiny z papryką, fasolą i kolendrą, podane z grillowana tortillą
– tarta z włoską porchettą, oliwkami, pomidorami, serm fontal i szałwią
– tarta cytrynowa z bezą.