15 września 2025

Weekend spędziłam w całości na dzielni. Nie wychyliłam nosa z Podgórza, nie przekroczyłam nawet Wisły. Lokalnie zrobiłam też zakupy. Byłam nawet w “Śmierdziuchu” – sklepie spożywczym nazwanym tak kiedyś przez naszego kolegę, ale nie znalazłam tego, czego szukałam. Poszłam sobie nawet na samotny obiad na wietnamskie żarcie – całkiem zjadliwe, ale bez szału. Zaprosiłam nastoletnią siostrzenicę do gry w pingponga – przyjechała do mnie z Bronowic i poodbijałyśmy trochę piłeczkę. Pokazywałam jej jak się trzyma paletkę i jak się serwuje, bo trzeba było zacząć od podstaw. Dość szybko się znudziła. Nie dziwię się jej – w końcu była słoneczna sobota, a nauka w szkole już się rozpoczęła. Pod koniec zagrałyśmy trzy sety na punkty i pojawił się progres. Pierwszy przegrała do zera, drugi do jednego, a trzeci do trzech – widzę tu potencjał 🙃. Po meczu poszłyśmy do niemieckiej drogerii, która umiejscowiła się na Romanowicza i jest lustrzanym odbiciem Rossmana, z trochę większym asortymentem. Ona zagłębiła się w oglądanie różnych kolorowych kosmetyków, a ja sobie na spokojnie przeglądałam ofertę. Mając czas na niespieszne chodzenie między półkami zauważyłam produkt, który zdał się być stworzony dla mnie! Nazywa się „żelazko w sprayu” i jest odpowiedzią na moje niewypowiedziane prośby o coś, co mi szybko uprasuje sukienkę do pracy bez żelazka. Nabyłam owo płynne żelazko i powiem Wam, że działa. Nie sprawdzałam składu, ale podejrzewam, że jest to woda z jakimś płynem zmiękczającym.
Zaznajomiłam się również z „Complete Unknown” – biograficznym filmem o Bobie Dylanie, którego nie oglądało się źle, ale który w ostateczności trochę mnie rozczarował (był jak to wietnamskie żarcie 😁). A moja droga do obejrzenia była taka, że usłyszałam w radiu „Like a Rolling Stone”. Śpiewał niby Dylan, ale te ledwie słyszalne różnice w wykonaniu kazały przypuszczać, że to jednak Tymoteusz Chalamet się pod Boba podszywa. Tak było w istocie, co błyskawicznie dało mi impuls do nadrobienia zaległości filmowych.
A wieczorem miałam towarzystwo ze Szkocji, bo przyjechała do mnie stara dobra koleżanka z Ciechanowa, która mieszka z mężem w okolicach Glasgow. Przywiozła mi perfumy, które zrobiła trochę z myślą o mnie, oraz pudełko uwielbianych przez nas herbatników shortbread. Dziękuję 🤩
Nawet niedzielny obfity opad nie popsuł mi humoru, bo można było zająć się czytaniem książki.
Wypoczęta i zrelaksowana mogę wracać do pracy, bez poniedziałkowego spleenu. Dania z dzisiejszego menu są już gotowe, więc zapraszam do kupna. A oto propozycje:

  • krem z cukinii z grzankami
  • perski kurczak z suszonymi śliwkami, bulgurem i miętą
  • tarta z brokułami, fetą i oliwkami liguryjskimi.