Weekend spędziliśmy w towarzystwie jednej z najzabawniejszych i jednocześnie najbardziej odpychających postaci, jakie dane mi było kiedykolwiek oglądać. Oczywiście – to w dużej mierze zasługa tego, jak ową postać jest napisana, ale i wcielający się w nią Gary Oldman dorzucił sporo od siebie. Oglądaliśmy bowiem „Kulawe Konie”, w oryginale „Slow Horses” – szpiegowski serial a rebours. Mamy tu bowiem pracowników MI5, ale nie creme de la creme – o których zwykle traktują wysokobudżetowe produkcje. Nie jest też tak, że to banda nieudaczników ze slapstickowe komedii. Jesteśmy wrzuceni gdzieś pomiędzy. Tak się składa, że bohaterowie za swoje wyjątkowo głupie czy spektakularne wpadki w „normalnym” MI5 na Regent Street, zostają przeniesieni do Slough House – specjalnej komórki wywiadowczej, grupującej takich właśnie wyrzutków, którzy w przedpotopowym biurze (boska scenografia) snują się po kątach i dostają jakieś ochłapy i pseudozadania. A nad sobą mają jego – Jacksona Lamba – tak wspaniale zagranego przez Oldmana. Nie wiem, czy zobaczycie w tym roku zabawniejszy charakter. Lamb jedzie po swoich podwładnych jak po łysych kobyłach – ale jedzie w taki sposób, jakiego chyba nigdy nie widziałam. Jest bezwzględny, turbo złośliwy i po prostu ich miażdży prawie za każdym razem, kiedy toczy się jakaś konwersacja. Poza tym jest abnegatem, bardzo na bakier z higieną osobistą i z podstawami ogólnie przyjętych zasad. Ale tak bardzo na bakier. A już sceny z nim i z wiceszefową całego MI5 – Dianą Cavender (w tej roli Kristin Scott Thomas) to majstersztyk sarkazmu. Ona jest bardzo posh, z daleka pachnie wyższymi sferami, a on przy niej to jakiś dziad z rynsztoka. Inteligencję mają jednak mniej więcej na tym samym poziomie i dlatego ich słowne potyczki są takie dobre. Mimo sennej atmosfery i braku godnych zajęć, grube sprawy niejako same do nich przychodzą i akcji jest naprawdę sporo. Cała obsada jest świetna, dialogi wspaniale – słowem dawno tak się nie bawiłam.
Oczywiście nie jest to stricte komedia. Charaktery są świetnie poprowadzone, postaci należycie odmalowane i mimo tego że mnóstwo się śmiejemy, to poważne kwestie i problemy też są dobrze pokazane. Dla mnie bomba i odkrycie tego roku. Obejrzeliśmy dwa sezony na Apple+, a pod koniec listopada na platformę wskakuje trzeci.
A u nas dziś wskakują takie dania lanczowe:
- ribollita – włoska zupa warzywna (uwaga, wymieniam wszystkie rośliny, zawarte w zupie: cebula, czosnek, marchewka, seler naciowy, pomidory, kapusta, kalafior, biała fasola, jarmuż, plus kasza pęczak i bagietka do zagęszczenia – jest pyszna!)
- chili con pavo – dziś zamieniłam mięso z nóg indyka na to delikatniejsze z piersi, reszta bez zmian – czerwona fasola, cukinia, kukurydza i ryż
- tarta brokułowa z fetą i suszonymi pomidorami.