Tytuł i od razu spostrzegam, że kiedy od popularnego eufemizmu odejmiemy słowo „kobieta”, to same „lekkie obyczaje” brzmią tak jakoś… lekko? Podoba mi się ten związek frazeologiczny, bo na drugim biegunie czujne oko dostrzega „ciężkie obyczaje”, a to wiadomo – słoma w butach, prostactwo, dosłowność. A może tylko mnie tak się takie skojarzenie nasuwa?
Znający proweniencję dzisiejszego sosu, lub włoską mowę potoczną nie mają problemu z tłumaczeniem nazwy. Jeśli komuś umknęło, lub nigdy nie słyszał/nie robił, wyjaśniam. „Puttana” jest kobietą najlżejszych obyczajów pod słońcem (puta w Hiszpani, putain we Francji – odłacinni mają podobnie). Natomiast „puttanesca” to – żeby nie używać wulgaryzmów – taka sama, tylko mała. Kobietka. Takie tam zdrobnienie. W naszym wspaniałym języku mamy odpowiednik tego słowa, a jakże. A teraz pora na rozszyfrowanie tak osobliwej nomenklatury.
Wykonałam badania źródłowe, zwane w dzisiejszych nowoczesnych czasach „research”. Wyjaśnienia są dwa. Jedno, średnio ciekawe, traktuje o jakimś malarzu, co to serwował to gościom na przyjęciach, w domu na wyspie Ischia. Nazywane było wcześniej „marinara”, ale pan artysta przechrzcił. Oho, malarz ów nawet żyje, właśnie znalazłam jego profil na MySpace. Nazywa się Sandro Petti. Jako że „petti” to „piersi”, pozwala nam to gładko prześlizgnąć się do drugiego wyjaśnienia. Podaje ono, że potrawa narodziła się w dzielnicach hiszpańskich Neapolu, gdzie córy Koryntu posilały się makaronem z tym sosem po ciężkiej nocy. Był pożywny, smaczny i na pewno nie kosztował kroci. I tej drugiej wersji wolę się trzymać. Sam przepis nie jest wcale taki stary, pochodzi z ubiegłego wieku. I zawiera wszystkie wspaniałe składniki z okolic Morza Śródziemnego. Wszystkie oprócz mięsa, ryb i owoców morza.
W moim przepisie występuje morski owoc w postaci filecików anchovies, ale od razu mówię że nie jest to konieczne. Po prostu znam taki przepis. Anchovies dają fajniejszy smaczek, same będąc niwewyczuwalne, ale bez nich i tak będzie pyszne. No bo czy jest możliwe, żeby pyszne nie było połączenie oliwek, kaparów, pomidorów, natki pietruszki, czosnku i oliwy? Oczywiście że nie. Jeśli dodamy jeszcze grana padano do posypania…
Sos puttanesca
Czas przygotowania: 1,5 godziny
Składniki dla czterech osób:
- po 100 g oliwek czarnych i zielonych
- 50 g kaparów
- mała puszka krojonych pomidorów lub 3 świeże, obrane ze skórki i pokrojone w kostkę
- 4 fileciki anchovies (można pominąć)
- posiekana natka z połowy pęczka pietruszki
- 300 ml oliwy z oliwek z drugiego tłoczenia
- jedna papryczka piri piri (lub wiecej, jeśli lubicie na ostro)
- 3 ząbki czosnku
- ser typu parmezan lub grana padano
Oliwki i czosnek kroimy w plasterki. Podsmażamy na niewielkiej ilości oliwy, dodajemy kapary, papryczkę i anchovies. Podsmażamy chwilę, wlewamy resztę oliwy, dodajemy pomidory. Zagotowujemy, po czym zmniejszamy ogień i gotujemy powoli, aż pomidory odparują, około godziny.
Gdy sos jest prawie gotowy, zagotowujemy wodę, solimy i wrzucamy makaron – najlepsze są spaghetti i tagliatelle. Odcedzamy, układamy na talerze i polewamy sosem po środku, a oliwą naokoło. Posypujemy natką pietruszki. Jeśli mamy grana padano to tym lepiej. Koryncko dobre! Nie wspominając, że czyni obyczaje lżejszymi.