Z makaronem, i to w harmonii. Bo harmonijna to zaiste pasta. Nazywa sie armoniche (daruję sobie translację), a wygląda tak:
Życie na Marsie też pewnie odnajdą, już Dawid wiedział coś na ten temat:
Gulasz warzon był ostatnio, a spożywały go trzy białogłowy i jeden mąż, ilości nie były przemysłowe. Raczej, rzekłabym, detaliczne. No i zostało trochę. Albo na porcję tradycyjną dla jednej osoby, albo jako sos do makaronu dla dwóch. A był to jeden z tych dni z serii: „Jeśli nie wiesz, co ugotować, ugotuj makaron”. Los mi sprzyjał, bo gotowanie w tym przypadku sprowadziło się do zagotowania wody, a później makaronu w niej. Dorzuciłam do gotowca, czyli węgierskiej zupki w płynie, garść kaparów i chlust śmietanki trzydziestki. Wystarczyło, by Surowy Test Wielkiej Pyszności został zdany. Właściwie nie pisałabym o tym, ale często coś tam zostaje z obiadu, a wystarczy dołożyć jeden, czy dwa składniki i już nie trza jeść dwa dni z rzedu tego samego. Chociaż gorszą tragedią jest pewnie założenie dzień po dniu tego samego zestawu tekstylnego.
Makaron z sosem z gulaszu
Czas przygotowania: 15 minut (tyle, ile nam się będzie makaron gotował)
Składniki:
- resztki gulaszu z dnia poprzedniego
- garść kaparów
- 50 ml śmietany 30%
- po 100 g makaronu na osobę
- dla urozmaicenia twardy ser do posypania, lub też starta poczciwa gouda czy inny morski
Makaron ugotuj. Zakop. Nie dowie się nikt. A nie, to „Brunet wieczorową porą” i kwestia Cyganki, przepraszam. Makaron ugotuj. Gulasz podgrzej, dodając kapary i śmietanę. Posyp serem. Jedz. Delektuj się. Poczuj błogość.