Jeśli choć trochę interesujecie się kulinarnymi trendami, zmieniającymi się co jakiś czas, zauważyliście na pewno, że hummus robi zawrotną karierę. Powiedziałabym, że teraz na absolutnym topie są burgery i właśnie hummus. Często restauratorzy, którzy chcą zawsze być a’la mode, albo też nie mają własnego pomysłu na biznes (ciężko się utrzymać na rynku gastronomicznym w tych czasach), modyfikują co jakiś czas menu, dorzucając nowalijki na czasie. Na przykład, kiedy startował Moaburger, porządnego burgera, tworzonego od A do Z w miejscu sprzedaży bardzo ciężko było dostać w Krakowie. A teraz? Może nie co drugi lokal, ale znaczna ich część chce uczynić z burgerów swój „okręt flagowy”. Przypomina to trochę owczy pęd, bo przecież nie ma gotowych recept na sukces. Notabene – przepis na wyśmienitego domowego burgera znajdziecie tutaj.
Podobnie jest z hummusem, który pojawia się w menu bardzo wielu knajpek. Kuchnia z rejonu Zatoki Perskiej jest coraz popularniejsza dzięki bliskowschodnim lokalom i wielu festiwalom kultury żydowskiej, które prócz muzyki promują też kuchnię. Przyczyna jest prozaiczna – hummus jest niesłychanie prosty w produkcji, a ciecierzyca kosztuje grosze. Około 10 pln za kilogram zwykła, a 15 pln ekologiczna. Po namoczeniu na noc i ugotowaniu znacznie pęcznieje, więc robi jej się ponad dwa razy więcej. Najdroższym składnikiem jest oliwa extra vergine, która na szczęście od jakiegoś czasu tanieje na naszym rynku. Całość jest pyszna, sycąca i stanowi znakomitą przystawkę. A jeśi by trochę pokombinować, można dodać hummus np. do sosu makaronowego jako zagęstnik i dosmaczacz. Reasumując – mamy świeżą, trochę egzotyczną przystawkę z dość tanich ingrediencji, dostępnych praktycznie wszędzie.
W kwestii poznawczej – hummus pochodzi z Libanu, ale obecnie jest popularną potrawą bliskowschodnią, znają go także kuchnie kaukaskie. Samo słowo oznacza po arabsku ciecierzycę. Jeśli ktoś nie wie, czym jest ciecierzyca – to taki większy groszek, właściwie coś pomiędzy groszkiem a fasolą. Każde ziarenko ma czubeczek, a kolor jest bladożółty. W sklepach nie ma większego problemu z kupnem, a na bazarach tym bardziej, i to taniej.
Na zrobienie hummusu wystarczy 150 g ciecierzycy, z takiej ilości wyjdzie około pół kilograma. Oto reszta składników:
Hummus
Czas przygotowania: 10 minut (plus namaczanie i gotowanie ciecierzycy)
Składniki:
- 150–200 g ciecierzycy (namaczamy na noc)
- 2 łyżki pasty tahini, lub 3 łyżki uprażonego ziarna sezamu (można też samemu zrobić tahini – wystarczy zmiksować prażony sezam z olejem sezamowym na gładką pastę za pomocą blendera. Ja używam sezamu, bo i tak miksuję wszystko na hummus)
- ząbek czosnku
- oliwa extra vergine – około pół szklanki, ale może być więcej, bo ta potrawa lubi oliwę, poza tym nie zmiksuje się dobrze bez odpowiedniego poślizgu
- sól i pieprz
- sok z około połowy cytryny
- oliwa extra vergine i natka pietruszki do podania
Namoczoną soczewicę gotujemy do miękkości – co najmniej półtorej godziny. Odcedzamy i jeszcze ciepłą miksujemy z tahini/uprażonym na sucho sezamem, oliwą i pozostałymi składnikami na gładko. Jeśli jest za suche, dolewamy oliwy. I gotowe. Hummus można wzbogacać najrozmaitszymi składnikami – szpinakiem, orzechami, granatem, ostrą papryczką zmiksowaną z oliwą, pestkami dyni, jogurtem, pelati. Wszystko zależy od Was. Można także dodawać do sosów, używać jako bazowego nadzienia do naleśników.
Podstawowym sposobem jedzenia hummusu jest nabieranie pieczywem, lub smarowanie nożem po chlebie. Najlepsze są pity, tortille, ale nasze pieczywo też się nada. Traktujcie to jako nową przekąskę na imprezy, zresztą zbliża się Sylwester i jeśli świętujecie w domu (my tak – blichtr sylwestrowych szaleństw nie jest dla nas podnietą, ale wielu ludzi bawi się na mieście lub na domówkach), spróbujcie uraczyć gości tą pyszną pastą.
Rada: W większych marketach można dostać ciecierzycę w puszce – jest to alternatywa dla zapracowanych lub tych, którzy zapomnieli namoczyć ziaren na noc. A casu mają mało, kruca bomba.