Ogary poszły w las, a im dalej w las tym więcej drzew. Na razie kręcę się gdzieś na skraju, koło polany. Oto bowiem odbyły się pierwsze warsztaty, które prowadziłam, a dotyczyły smażenia pączków. Impreza miała miejsce w Meli–Melo, Akademii rozwoju osobistego kobiet w Krakowie. Pierwszy raz Meli–Melo przyjęło pod strzechy imprezę kulinarną – mają zupełnie inną ofertę, bardzo bogatą zresztą. Korzystam tu z okazji i dziękuję Asi Podobińskiej za użyczenie miejsca i pomoc. Po naszym wyjściu przez kilka godzin unosił się jeszcze ostatkowy zapach smażenia pączków, a uczestniczki zajęć relaksacyjnych mogły się naszymi tworami podelektować.
Miałam pietra, nie będę kryć, obudziłam się bladym świtem i zastanawiałam się, co będzie, jeśli połowie nie urosną, a połowie marmolada wypłynie podczas smażenia. I że kiedy tak się stanie, wyjdę na nieprofesjonalnego błazna i będę się wstydzić do końca moich dni, które spędzę w podrzędnej spelunce smażąc kupne frytki, bo nikt mi już nie zaufa.
Na szczęście nic bardziej mylnego. Nie dzięki mnie, ale przede wszystkim dzięki grupie, która w swej masie okazała się wyluzowana, wesoła i bezproblemowa. Najbardziej zaskoczył mnie fakt, że w zajęciach uczestniczyły aż dwie siedemnastolatki, czyli że jednak jest duch w narodzie. Wszystkie dziewczyny stosowały się do zaleceń, wyrabiały ciasto sumiennie, dlatego paczki wyszły piękne i pyszne.
No dobra, zdarzyły się trzy „moskwicze” i jeden „czyrak”, ale każdemu chyba się zdarzają, poza tym mają swój urok niezdarnych szczeniaków, które kocha się bardziej. Była też jedna pupa, oraz jedno serce, co interpretuję tak, że robione były z sercem i pójdą w pośladki, a nie w boczki, z czego należy się cieszyć. Bawiłyśmy się tak świetnie, że spotkanie trwało sporo dłużej, niż przewidziane 3 godziny. Dzięki dziewczyny, nadchodzący Tłusty Czwartek jest Wasz!
Wszystkich chętnych zapraszam na indywidualne warsztaty i korepetycje. Szczegóły znajdziecie tutaj.