Jako że moda na burgery i steki jest w naszym kraju w rozkwicie, karierę zrobiło słowo „sezonowany”. W narzeczu Wiślan i Polan znaczy to tyle co „dojrzały”, „dojrzewający”. W leśnictwie termin ten oznacza utratę wody przez drewno, tutaj jest podobnie. Oprócz utraty wody, sezonowanym mięsie dodatkowo zachodzą procesy kontrolowanego rozkładu, co nadaje mu niezrównane walory smakowe. Możecie pogłębić swoją wiedzę o tym procesie buszując w internetach – ja nie jestem ekspertką w tej dziedzinie. Po prostu lubię dobre steki wołowe i zdarza mi się czasami konsumować właśnie takiego sezonowanego.
Ostatnio zamówiliśmy sobie w pracy od dostawcy komplet takowych antrykotów, żeby spożyć je w domowych zaciszach. Ja nabyłam trzy, postanawiając ugościć brata mojego ukochanego, który nie ma jeszcze dwudziestu lat i nigdy w życiu nie konsumował steka wołowego. Postanowiłam więc zorganizować sobie porcję taniego poklasku, jak na prawdziwą kabotynkę przystało. Dokupiłam do mięsiwa proste, acz doskonałe dodatki w postaci zielonych szparagów i młodych polskich ziemniaków. Takie trio musiało być perfekcyjne i chwytające za serce – niczym „Trio z Belleville”.
Antrykot ze szparagami
i młodymi ziemniakami
Czas przygotowania: 40 minut
Składniki dla trzech osób:
- trzy plastry antrykotu wołowego – po około 200 g na osobę
- pół kilograma zielonych szparagów – szukajcie tych grubszych, bo są fajniejsze i grzeczniejsze podczas obróbki
- po 3–4 średnie młode ziemniaki na osobę
- masło
- duży ząbek czosnku
- koperek
- sól i pieprz
Operację zaczynamy od umycia ziemniaków i wstawienia ich do wody – najlepiej, jeśli nalejemy ciepłą z kranu, to zagotują się szybciej. Wyjmujemy steki z lodówki, żeby ogrzały się do temperatury pokojowej. Wstawiamy wodę na szparagi, które myjemy, odrywamy zdrewniałe końcówki i obieramy delikatnie obieraczkę do warzyw, zostawiając główki w spokoju. Wodę solimy i cukrzymy, co pozwoli nam zachować jędrność warzyw. Gotujemy je 2–4 minuty, aby były miękkie, ale wciąż jędrne, odcedzamy i odkładamy na stronę. Bierzemy około 50 g masła, wciskamy do niego czosnek, sypiemy szczyptę soli i mieszamy.Gdy ziemniaki są ugotowane, odcedzamy je, a gdy chwilę przestygną kroimy na połówki, lub inne dowolnie wybrane kształty.
Rozgrzewamy patelnię, najlepiej jeśli mamy grillową. Gdy jest gorąca, a tłuszcz po wlaniu trochę dymi, wkładamy nasze steki. Szkół jest wiele, jedni radzą solić na końcu, inni przed smażeniem. Ja – krakowskim targiem – posoliłam w trakcie smażenia. Żeby były usmażone, ale wciąż soczyste i lekko różowe, smażymy je po 4 minuty z każdej strony. Usmażone steki odkładamy na deskę na kilka minut, żeby soki równo rozłożyły się w mięsie. W tym czasie podsmażamy na dwóch patelniach szparagi i ziemniaki (chyba że macie jedną dużą patelnię, na której zmieszczą się pospołu). Ja usmażyłam na maśle, ale Wy zrobicie jak chcecie. Mięso układamy na talerzach, kładziemy na każdy kawałek porcję masła czosnkowego, które będzie sosem do mięsa, układamy ziemniaki i szparagi (oczywiście soląc je wcześniej i pieprząc wedle upodobań), po czym zajadamy.