Biję się w upiersiony tors, by wyrazić swoją skruchę z powodu absencji TAK długiej. Mój administrator zagroził mi że skasuje bloga, więc przyparta do muru daję sobie jeszcze jedną szansę. A oto historia porowata. Od dawna już miałam ochotę na tartę porową na kruchym cieście, toteż wczoraj zakupiłam 3 dorodne okazy z zamiarem niecnego ich wykorzystania. Jako że dziś potrzebowałam jeszcze kilku ingrediencji, popedałowałam raźno pod Halę, gdzie po pierwsze – pojawił się niespodziewanie „Pan Ziółko”, więc nabyłam tymian, po drugie – zobaczyłam dziewczę z kurkami, co wytrąciło mnie z równowagi i kazało zmodyfikować nieco plan.
Tarta z porami i kurkami
Czas przygotowania: 1 godzina
Ciasto kruche:
- ok. 250 g mąki
- 150 g masła
- 2 żółtka
- szczypta soli
Farsz:
- 3 małe lub 2 większe pory
- 300 g kurek
- 150 ml śmietany 30%
- 3 jajka
- świeży tymianek (może być suszony, lub zastąpiony natką)
- ok. 50–70 g sera typu „blue”
- jeśli macie białe wino, to jak najbardziej – ja nie miałam niestety; trzeba podlać usmażone pory z grzybami na patelni i poczekać aż alkohol odparuje
Zakupiwszy i wróciwszy zabrałam się do dzieła. Zaczęłam od spodu – mąkę wymieszałam z masłem i żółtkami i posoliłam, a następnie wyrobiłam szybko ciasto i schowałam do zamrażarki na czas rozgrzania piekarnika do 170 stopni. Wyjęłam, pokroiłam na plastry, którymi wylepiłam namaślone i nabułkowane dno tortownicy oraz jej boki (można wałkować, ale nie mam szerokiej folii, a tak też jest dobrze). Ponakłuwałam widelcem i do pieca na 3 Zdrowaśki, czyli około 15 min. W tak zwanym międzyczasie umyłam i posiekałam pory i kurki, podsmażyłam je, dodając tymianek i zdjęłam z ognia. Oddzielnie rozmieszałam śmietanę z jajkami, wymieszałam z porami i wylałam na tartę. Potem drugie 15 min, czyli w sumie 6 Zdrowasiek i prawie koniec. Można na tym poprzestać, ale można też pokruszyć na wierzch trochę sera z niebieską pleśnią i poczekać aż się stopi. Zjadłam to sobie z pomidorami „w towarzystwie” ;) cebuli, szczypiorku i oliwy. Teraz siedzę i siedzę, piszę i piszę, a błogi smak ciągle jeszcze w kubkach…