Zbierałam się długo, bo nie miałam odpowiednich zdjęć, ale w końcu napisałam. Pean na temat cieszyńskiego fast foodu. Nie od razu odkryłam wspaniałość tego lokalu. Dwie pierwsze wizyty żyliśmy w nieświadomości.
Więcej nawet, podśmiewałam się z nostalgią z przybytku serwującego ten przysmak. Lokal sklepowy na granicy Rynku i ul. Głębokiej z komunistyczną witryną i napisem „Kanapki garmażeria ryby” wyglądał naprawdę oldskulowo. Zwłaszcza że znajdował się na starym Rynku tego pięknego miasta. Próbowałam zmusić wyobraźnię do przeniesienia tego obrazka gdzieś w okolice Sukiennic, ale mnie zawiodła. Pomyślałam wtedy, że w sumie to dobrze, że centrum wciąż jest tu dla mieszkańców. Że lepsze to niż kolejny bank. Można się było najwyżej zdziwić z uśmiechem, że takie relikty jeszcze funkcjonują.
Aż tu, trzeciego razu… Wyciagnęłam moich przyjaciół, którzy przyjechali z wizytą z Poznania na jednodniowy wypad do Cieszyna. Zajechaliśmy w porze drugiego śniadania, solidnie wygłodzeni. Zaciągnęłam ich na Rynek i kątem oka zarejstrowałam że lokal garmażeryjny jest czynny (był dzień powszedni) i że jest w nim sporo klientów. Zmieniłam więc kąt patrzenia by przyjrzeć się bliżej i zauważyłam że ludzie wychodzą stamtąd z kanapkami. Kanapki były odkryte i wyglądały smakowicie. Uznaliśmy że skoro mieszkańcy pożywiają się tam tłumnie, jest to najlepszy adres na drugie śniadanie. Po wejściu zanotowaliśmy jeszcze że przy oknach są parapety barowe i krzesełka, czyli można jeść w środku. Stanęliśmy w kolejce i w gablocie zobaczyliśmy 3 rodzaje kanapek:
- ze śledziem i jajkiem na twardo (1,60 pln)
- z sałatką warzywną (1,50 pln)
- z szynką i sałatą (nie pamiętam, ale nie więcej niż ze śledziem)
Wszyscy zgodnie rzuciliśmy się na śledzie. Zamówiliśmy po kilka i zasiedliśmy przy oknie, obserwując okoliczności przyrody. Po pierwszych kęsach zaczęliśmy wydawać pomruki zadowolenia, potem ogarnął nas błogostan. Kanapki były nieziemskie. Wszystkie zrobione na wece/bułce paryskiej/bułce wrocławskiej, świeżej i delikatnej. Śledź był tak wspaniale zamarynowany, że w ogóle nie miał ości i rozpływał się w ustach. Na to cebulka z marynaty, plastry jajka i natka pietruszki. Razem – doskonałość. Smak śledzia i cebuli był bardzo delikatny, ale świetnie wyczuwalny. Nie mogłam wyjść z podziwu że takie pyszności tu serwują za tak śmieszne pieniądze. Panie sprzedawczynie bardzo miłe i profesjonalne, klimat bezpretensjonalny. Uważam że to obowiązkowy punkt każdej wycieczki do Cieszyna, dlatego upewnijcie się, że chociaż jeden dzień Waszej wizyty jest roboczy, inaczej nie spróbujecie. W soboty jest czynne tylko do 12, więc trzeba się zorganizować żeby zdążyć.
Na następną wizytę zabrałam tam ukochanego i dokładnie obserwowałam jego twarz przy jedzeniu. Wiecie jak to jest – pokazujecie komuś coś fantastycznego, mając pewność, że go to zachwyci. I patrzycie na emocje na jego twarzy które są nagrodą. Tak było i tym razem.
PS. Próbowałam w domu odtworzyć ten smak, ale na razie wychodzi tajwańska podróbka. Będę ćwiczyć dalej.