Rzekłam poprzednio, więc nie będę gołosłowna. Dziś wzbogacamy rubrykę deserów o nowego członka. Fondant, bo tak się z francuska nazywa, jest czekoladowy, prosty w obsłudze i pyszny. Tę arystokratycznie brzmiącą nazwę zawdzięcza swojej właściwości – rozpływa się w ustach. Takie z grubsza jest znaczenie tego wyrazu – coś topniejącego, soczystego. Wiele razy jadłam tego typu deser, ale jak napisałam te półpłynne przymiotniki, znowu ślinianki wskoczyły na wyższe obroty. Prosto mówiąc – ciastko czekoladowe, które ma lejący się środek, tu dodatkowo wzbogacony kostkami białej czekolady. Jako deser jest niezrównany. I wbrew nazwie, która kojarzyć się może z kuchnią trudną, skomplikowaną i pracochłonną – nadzwyczaj łatwy do upieczenia.
Powierzyłam jego przyrzadzenie ukochanemu, a sama oddałam się pogaduszkom z siostrą. Przepis miałam podobny, ale korzystaliśmy tym razem z walentynkowego magazynu „Kuchnia”, gdzie podobny specjał prezentował Jamie Olivier. I od razu zaznaczam, że wersja którą znam jest o niebo lepsza. Jamie bowiem dodaje do fondanta skórkę z pomarańczy, co brzmi jeszcze smakowiciej, ale nie wiedzieć czemu podczas pieczenia smak i zapach skórki zmieniają się w wersję sztucznego aromatu z fiolki. Naprawdę. Aromat ten dodatkowo przytłacza czekoladę, a ona powinna grać pierwsze i jedyne skrzypce w tej kameralnej orkiestrze. No to zaczynamy od uwertury, czyli podania składników.
Fondant czekoladowy
Czas przygotowania (wliczając 1 godzinę w lodówce): 1,5 godziny
Składniki na 6 fondantów:
- 100 g masła
- szczypta soli
- 4 jajka
- 150 g dobrej gorzkiej czekolady lub kuwertury (do kupienia np. w Lidlu)
- 125 g cukru trzcinowego
- 2 łyżki przesianej mąki
- pół tabliczki białej czekolady
- kakao w proszku
- lody waniliowe do podania
Masło roztapiamy w kąpieli wodnej z czekoladą i szczyptą soli (kąpiel wodna – na naczynie z gotującą wodą kładziemy metalową miskę tak aby nie dotykała wody i roztapiamy składniki, wtedy się nie przypalą). Ubijamy jajka z cukrem na jasną puszystą masę.
Dodajemy czekoladę, mąkę i dokładnie mieszamy. Nakładamy w miarę równe porcje ciasta do sześciokomorowej formy na muffinki, posmarowanej masłem i wyłożonej pergaminem lub papilotkami do muffinów. W każdą wciskamy kawałek białej czekolady, żeby ciasto go przykryło. Wstawiamy na godzinę do lodówki. W tym czasie rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni (160 z termoobiegiem), a resztę białej czekolady ścieramy na tarce. Wkładamy fondanty dokładnie na 12 minut. Po wyjęciu przekładamy na talerze, posypujemy kakao, startą białą czekoladą i kładziemy gałkę loda waniliowego obok.
Teraz podaję wersję dla nieposiadających formy na muffinki:
- 675 g dobrej gorzkiej czekolady
- 375 g masła
- 300 g cukru
- 300 g mąki
- 8 jajek
Masło i czekoladę roztapiamy w kąpieli wodnej, jajka ubijamy z cukrem. Łączymy czekoladę z jajkami, dodajemy przesianą mąkę. Wylewamy na dużą prostokątną blaszkę posmarowaną masłem i wyłożoną pergaminem. Pieczemy w 170 stopniach 25–30 minut. Po wyjęciu i ostygnięciu kroimy na porcje. Porcje przed podaniem wkładamy na ok. 30 sekund do mikrofalówki, żeby środek się upłynnił. Podajemy z lodami waniliowymi i/lub sosem truskawkowym.
Sos (coulis) truskawkowy:
Mieszamy świeże lub rozmrożone truskawki z cukrem (nie powinno być bardzo słodkie, wtedy lepiej się komponuje z fondantem), miksujemy blenderemi i przecedzamy pestki przez gęste metalowe sitko.
Sami widzicie że to bajka nie praca.