Przyszedł nowy numer „Kuchni”. Pozwoliłam sobie zaprenumerować ten miesięcznik bo dużo tam ciekawych rzeczy. W październikowym numerze redaktorzy idą na fali boomu na Gruzję, który trwa w naszej prasie od kilku lat. Podpasowali Polakom Gruzini jak mało kto.
W numerze więc duży, ciekawy reportaż. Po reportażu kilka przepisów inspirowanych kuchnią gruzińską. Wśród nich zupa krem z czerwonej fasoli. Fajna, prosta, postanawiam ją przyrządzić nazajutrz na obiad i zdać Wam relację. Składniki typowe dla kremów, nowością jest sok z granatu. Soku nie udało mi się nabyć, ale kupiłam 2 świeże granaty na podmiankę. Przyrządziłam, przy czynnym współudziale siostry. I co? I pstro. Zupa jak zupa, średnia, powiedziałabym, ja swojej nie dojadłam. Uznałyśmy kolektywnie, że zdecydowanie nie jest to „wielka pyszność” i nie zasługuje na miejsce na tej stronie. Reszta przepisów inspirowanych Gruzją była dość pospolita, z dodatkiem orzechów lub popularnego tam granatu. Szkoda wielka, bo kuchnia wydaje się być ciekawa. Trudno, jeden numer magazynu jest znakomity, inny średni – nie jest to nic nadzwyczajnego. I tak będę prenumerować z uporem maniaka.
Żeby wykonać za-danie uciekłam się znowu do italskiej spuścizny. Italsko-polskiej, bo gnocchi-kopytka to przecież nasz kanon. Jeśli ktoś nie umie ich robić, na pewno ma w rodzinie conajmniej 3 osoby, które podadzą mu przepis. I wcale nie ma z tym wiele roboty, wystarczy sobie dzień wcześniej, lub rano ugotować ziemniaki. Reszta to inwencja twórcza. Ja podrasowałam swoje pomidorowym pesto.
Gnocchi pomidorowe z sosem serowym
Czas przygotowania: około1 godziny, ziemniaki gotujemy najlepiej dzień wcześniej
Składniki dla 4 osób:
- kilogram obranych, ugotowanych ziemniaków
- jedno jajko
- około 300 g mąki
- 2 łyżki pesto z suszonych pomidorów (do kupienia w Lidlu; można też zmiksować lub drobno pokroić kilka suszonych pomidorów)
- kulka mozzarelli
- 200 g gorgonzoli
- 100 g startego parmezanu lub grana padano
- 200 ml śmietany 30%
- garść posiekanej natki pietruszki
Ziemniaki przecieramy przez praskę, wkładamy do miski i robimy otwór wielkości 1/4 ilości ziemniaków, tak jak przy kluskach śląskich. Wsypujemy w otwór mąkę, wbijamy jajko i dodajemy pesto. Całość zagniatamy. Posypujemy mąką stolnicę, lub blat stołu. W tym czasie wstawiamy duży garnek wody (5–6 l). Ja gotowałam gnocchi w rosole, bo miałam go za dużo. Bierzemy kawałek ciasta i robimy z niego długiego klucha, rolując w rękach. Klucha kładziemy na stolnicy i kroimy pod skosem na kopytka. Przekładamy je na podsypaną mąką deskę lub tackę i robimy resztę z pozostałego ciasta. Gdy woda się zagotuje, solimy ją i wkładamy partiami gnocchi, gotując je po 3 minuty. Odcedzamy i wyjmujemy na posmarowaną tłuszczem blaszkę.
Przygotowujemy sos – sery kroimy, wkładamy do rondelka, wlewamy śmietanę i gotujemy na małym ogniu, aż się roztopią. Na końcu miksujemy i doprawiamy. Nakładamy sobie na talerz słuszną porcję naszych kopytek, które dzięki obecności pesto są czerwonawe i mają fajny posmak. Polewamy je sosem serowym, sypiemy trochę natki dla rozweselenia talerza, oraz w celu przyswojenia wraz z obiadem choć minimalnej dawki witamin (w tym przypadku jest to witamina C). Jeśli komuś brak w tym daniu zieleniny, może sobie zrobić do tego jakąś surówkę bądź sałatę.
Uwaga odnośnie sosu – nie trzymajcie go za długo na ogniu, bo możensię rozwarstwić. Nie jest to tragedia, ale zmienia mu się wtedy konsystencja. Na gorsze.
PS. Co do mody na Gruzję, to pamiętajcie – w niedoścignionej awangardzie i tak pozostają Mellerowie, którzy w Tibilisi urządzili swoje wesele. Reszta gruzjomaniaków już tylko odgapiała ;).