Hulam sobie od jakiegoś czasu po kilku włoskich stronach z przepisami w poszukiwaniu nowych połączeń. Efektem tego hulaszczego trybu życia jest odkrycie strony petitchef.it. Nie jest to jakaś wysublimowana strona z zapierającymi dech w piersiach zdjęciami i poetyckimi opisami. Jej podstawową zaletą – dla mnie – jest prostota opisu. Czyli że z moją kulawą znajomością włoszczyzny śmigam śmiało od przepisu do przepisu. Podpatruję, przypominam sobie o istnieniu niektórych składników, podziwiam inwencję. Normalka.
Przepis na gulasz ze śliwkami suszonymi znalazłam już jakiś czas temu i od razu nabrałam ochoty na zrobienie go. Bo po pierwsze – jest szybszy od zwykłego gulaszu, a po drugie – kombinacja ciemnego piwa i suszonych śliwek z mięsem i ziołami musi być pyszna. Dlatego postanowiłam, że będę go zjadł.
Wszystkie składniki kupiłam w jednym sklepie, pozostawał tylko zakup Guinessa, albo innego piwa typu stout. Jako Ciechanowianka skłaniałam się do użycia Ciechana Stout, postanowiłam go kupić i wspomóc trochę browar z rodzinnego miasta. Browar, który notabene, bez mojego wsparcia radzi sobie doskonale na polskim rynku, ale patriotyzm lokalny jest u mnie silny.
Po pracy, w drodze do domu, chciałam kupić piwo i rano zacząć gulasz, żeby mieć wolne popołudnie. Ha! Tu zaczęły się schody. Nocne sklepy Krakowa, mimo niezłego zaopatrzenia nie miały na stanie Ciechana. Co tam Ciechana – żadnego stouta nie miały. Nie odwiedziłam wprawdzie Kocyka, który słynie z różnorodnego asortymentu, ale myślałam, że skoro wszędzie jest Ciechan Wyborne i Miodowe, Stout, czy poczciwy Guinness będą na wyciągnięcie ręki. Jakże gorzko się rozczarowałam… Kluczyliśmy między sklepami, północ zbliżała się nieubłaganie, a stouta ani widu. Na trasie Rynek–Zabłocie wszystkie ekspedientki bezradnie rozkładały ręce. Postanowiliśmy – my tonący – chwycić się „brzydkiej”, jak pisał Stanisław Jerzy Lec i odwiedzić ostatnią deskę ratunku, czyli alkoholowy na Kalwaryjskiej, zawsze wspaniale zaopatrzony, z kompetentną i przemiłą obsługą. I to był strzał w dziesiątkę. Wprawdzie w sukurs przyszła nam butelka „Dobry wieczór” browaru Pinta, ale co tam firma, ważne że jest stout. Uratowani! Z samego rana dnia następnego wzięłam się gracko do pracy. Oto jej efekty:
Gulasz z suszonymi śliwkami ze stoutem
Czas przygotowania:15 minut, plus duszenie 75–90 minut
Składniki dla trzech osób:
- 500 g glaszu wołowego
- 100–150 g suszonych śliwek
- butelka piwa górnej fermentacji typu stout
(Guinness, Ciechan stout, Pinta Dobry wieczór) - jedna cebula
- 2–3 ząbki czosnku
- gałązka rozmarynu, tymianku, jeden liść laurowy
- sól i pieprz do smaku
- odrobina mąki do obtoczenia mięsa
Mięso kroimy w grubą kostkę, obtaczamy w mące. Rozgrzewamy olej na patelni, wrzucamy wołowinę, obsmażamy na złoto. Dodajemy pokrojoną w piórka cebulę, czosnek i śliwki. Dodajemy zioła. Zalewamy piwem, doprowadzamy do wrzenia, zmniejszamy ogień.
Przykrywamy i dusimy do miękkości, co najmniej godzinę, nawet dwie. Gdy jest prawie gotowe, solimy i pieprzymy. Jeśli jest za gęste, dolewamy trochę wody. Podajemy z pieczonymi ziemniakami, puree, kaszą lub kopytkami, co kto lubi. Od siebie dodam, ze smak jest głęboki a kolor piękny. Do tego lampka czerwonego wina i jesteśmy w Błogostanie.