Drobina drobiu. Kaczka w pomarańczach

pieczona kaczka w pomarańczach

Nabyłam Ci ja kawałek czasu temu kaczkę w całości. Wedle zasady, że jak czegoś nie zjesz od razu po zakupie, ciężko potem coś wymyślić, wsadziłam ją do zamrażarki i prawie–o–niej–zapomniałam. Mniej więcej co 2 tygodnie coś tam przebąkiwaliśmy: „Jest jeszcze cała kaczka, może by coś…”. Ale jakoś nie szło, jakoś tak patrzyliśmy na siebie, a w oczach obojga czaił się tapczanowy leń, który „…dzisiaj pluł i łapał”, oczywiście z charakterystycznym zawyciem pana Fronczewskiego na końcu frazy.

Ale jakoś tak ostatnio, prawdopodobnie w związku z wiosennym ożywieniem ogólnonarodowym, bohatersko wyciągnęliśmy ptaka! O przepis się nie martwiłam, bo doskonale pamiętałam, jak przed dwoma laty wizytowałam parę dobrych znajomych i w trakcie rozmowy o dawnym miejscu pracy pana domu, z ust jego małżonki padły słowa: „Ale przynajmniej nauczyłeś się tam robić pyszną kaczkę w pomarańczach”. Uzbrojona w tę wiedzę zadzwoniłam do Małgorzaty i mówię:
– Słuchaj Gosia, przypomniałam sobie, jak kiedyś mówiłaś, że Twój mąż nauczył się tu i tam robić pyszną kaczkę w pomarańczach. Jest może w domu, bo nie mogę się dodzwonić?
Pełna konsternacji chwila ciszy…
– Ale ja Ci nigdy nie mówiłam, że on umie jakąś kaczkę piec.
– Jak to nie, no przecież doskonale pamiętam – siedziałam z Tobą wtedy w kuchni.
– Magda, chyba Ci się coś pomyliło, on nigdy kaczki w pomarańczach nie piekł.

Tu już usłyszałam wyraźne rozbawienie interlokutorki. Jako że nie byłam w stanie udowodnić jej że rzeczona rozmowa miała miejsce, zrezygnowałam podkuliwszy ogon. Zwłaszcza że mąż Małgorzaty również nie był w stanie przypomnieć sobie takiej sytuacji. Więc albo moja pamięć płata mi figielki, albo zrobili to perfidnie, w pełnym porozumieniu i teraz śmieją się ze mnie w kułak.

No więc kaczkę zrobiłam sama. Wysłałam ukochanego po pomarańcze. Gdy już stanął z nimi w progu, uświadomił sobie że został przez sprzedawczynię nabity w butelkę, bo za półtorej kilograma zapłacił jakieś gigantyczne pieniądze. Trudno, przynajmniej były wyjątkowo smakowite. Jako że posiadałam w czeluściach lodówkowych również wiązkę tymianku, wykorzystałam niecnie i jego. A oto jak przyrządziłam to wszystko.

nadziewanie kaczki pomarańczami

Kaczka w pomarańczach

Czas przygotowania:3 godziny

Składniki:

  • jeden świeży bądź rozmrożony ptak
  • cztery pomarańcze
  • kilka gałązek tymianku
  • kilka łyżek mąki kukurydzianej lub pszennej
  • kilka łyżek miodu
  • sól i pieprz

Dwie pomarańcze dokładnie umyłam, sparzyłam skórkę i pokroiłam w całości w ósemki. Kaczkę wymyłam, natarłam solą i pieprzem, wewnątrz i na zewnątrz. Zrobiłam nacięcia na jej kształtnym biuście i w okolicach początku nóżek, żeby tłuszcz znalazł ujście przy pieczeniu. Następnie oprószyłam dokładnie mąką kukurydzianą, dla uzyskania chrupiącej skórki. Załadowałam do środka cząstki pomarańczy wraz z tymiankiem, po czym delikatnie zaszyłam dziurę, żeby nadzienie nie wyleciało. Nagrzałam piekarnik do 200 stopni, po czym włożyłam kaczkę na kratkę, pod spodem stawiając brytfankę z wodą. Po pół godzinie przekręciłam kaczkę, dopiekłam jeszcze pół godziny i zmniejszyłam temperaturę do 170 stopni. Cały czas, powiedzmy co 15–20 minut, polewałam kaczkę wodą i dolewałam jej w razie potrzeby, bo dość szybko parowała. Cała zabawa trwać ma 3 godziny. Na ostatnie pół godziny dodałam do brytfanki kolejne dwie pomarańcze pokrojone w cząstki, a kaczkę posmarowałam kilkoma łyżkami miodu. Podałam to wszystko z ryżem, a spod kaczki wytopił się tłuszcz, który wraz z wodą (po przecedzeniu szumowin), robił za sos.

polewanie pieczonej kaczki

A to wszystko zjadłam z dwoma siostrami i ukochanym. Piszę to specjalnie dlatego, że kiedyś wspomniałam przy innej ich wizycie i kremie z porów, że można sobie na gościach przyoszczędzić. No więc moje drogie dziewczęta – tym razem musicie przyznać, ze było na bogato!

Scroll to Top