Poruszyłam temat w poprzednim odcinku. Dałam Wam też zarys procesu kiszenia i podziału na role w naszym stadle. Żeby jednak nie bombardować zbyt dużą ilością informacji – nomen omen – mamy sezon ogórkowy, instrukcja kiszenia podana zostanie teraz. Jest lato, ludziom nie chce się przyswajać wielu newsów na raz, trzeba zatem dawkować wiedzę.
Jest to już trzeci słój latoś. To wspaniale słowo przypomniało mi historyjkę mojego kumpla, który będąc kiedyś w warzywniaku usłyszał pytanie mężczyzny starej daty, skierowane do ekspedienta: „Panie, a te ogórki to latosie?”. Przysparzało nam to wiele radości, do momentu, gdy zobaczyłam w sklepie słoik z ogórkami o nazwie „Latosie” właśnie. Dla jednych niezły niezamierzony dowcip, dla innych nazwa handlowa. W tym roku idziemy na rekord, jeśli chodzi o latosiową produkcję. Przemy jak burza, jak tarany. Gdyby nie było to takie proste, pewnie w ogóle nie bralibyśmy się za kiszenie przy tych upałach. Już Wam piszę, czego i w jakich proporcjach potrzeba.
Ogórki kiszone
Składniki:
- 2 kilogramy jak najmniejszych ogórków gruntowych
- 2 litry przegotowanej wody
- jedna pełna łyżka soli na każdy litr wody
- wiązka kopru, do kupienia na bazarach, w budkach z warzywami itp.
- kawałek korzenia chrzanu
- 2–3 główki czosnku
- kilka liści – z porzeczki, winogron, dzikiego wina lub wiśni, generalnie z czegoś co owocuje i jest dla nas jadalne, a jego liście są ciemnozielone i dość twarde
Ogórki myjemy i upychamy do słoika, lub kamiennego naczynia. Gdzieniegdzie, równomiernie, wkładamy też czosnek, koper, liście i chrzan. Przegotowaną wodę solimy i zalewamy ogórki. Woda może być ciepła. Przykrywamy, odstawiamy w ciemne miejsce i czekamy. Tutaj wtrącę, że liście dodajemy, aby ogórki były chrupiące. I nie jest to żaden zabobon – do pierwszej partii nie wrzuciliśmy i ta okazała się najgorsza. Po dwóch dniach są już małosolne, jeśli właśnie o takie nam chodzi, musimy je szybko zjeść, albo wyjąć z kiszonki i przełożyć do innego naczynia bez płynu. Po 3–4 dniach są już gotowe, przekładamy je więc do lodówki. A potem zjadamy owoce swojej pracy. Zanim napadnie Mars i zrobi to za nas.