Każdy pełnowartościowy posił osoby mięsożernej i nieodchudzającej się powinien mieć trzy składniki. Mięso/rybę, tzw. dodatek skrobiowy i warzyw/owoc. Cóż, tak to przynajmniej wygląda w moim domu. Jestem bardzo przyzwyczajona do suróweczek i sałateczek obiadowych. Jak nie ma ich na talerzu, obiad traktuję jako niepełny.
W miniony weekend gościłam macierz i starszą siostrę. Miałam już na myśli kilka dań jakie im zaserwuję na obiad. Ale mama oznajmiła, że przyjeżdża z kotletami. Polecono mi zapewnić dodatek skrobiowy i surówczany. Hmm, no dobrze. „Zrób marchewkę z groszkiem” – usłyszałam gdzieś z głębi słuchawki głos mojej siostry. Nie przekonał mnie. Postanowiłam zostać przy marchewce, niech dziewczę się raduje, ale groszek i mączną zasmażkę odłożyłam do lamusa. Może za rok wyciągnę je stamtąd w postaci pereł.
Marchewkę zrobiłam tak jak Francuzi. Mianowicie z czosnkiem. Mój były szef, Francuz, obiecał kiedyś pracownikom na obiad marchewkę do mięsa, czym wywołał falę radości wśród ludu. Jakież było ich rozczarowanie, kiedy marchew okazała się niesłodka i czosnkowa właśnie. Jako że najchętniej jedliby codziennie kotleta z frytkami i mizerię, krytycznym komentarzom nie było końca. Żabojad podkulił więc ogon i dostosował się. Ja nie zamierzam się dostosowywać i chętnie przekażę Wam tę francję–elegancję.
Marchewka z czosnkiem
Czas przygotowania: 20 minut
Składniki:
- kilka marchewek (jedna niewielka na osobę) pokrojonych w słupki lub plastry (mogą być baby carrots)
- dwa ząbki czosnku
- 200-300 ml śmietany 30%
- garść natki pietruszki
- trochę wody lub bulionu warzywnego/drobiowego do ugotowania marchewek.
Przyrządzenie jest jak zwykle proste. W jak najmniejszej ilości wody/bulionu gotujemy marchewki. Jak są prawie miękkie, odcedzamy wodę (można trochę zostawić na dnie dla smaku). Na miejsce wody wlewamy śmietanę, wciskamy czosnek i gotujemy na małym ogniu aż śmietana trochę odparuje a całość zgęstnieje do konsystencji, powiedzmy, marchewki z groszkiem ;). Na końcu wrzucamy posiekaną natkę, solimy i pieprzymy, et voila! Jest nasz dodatek. Na dodatek jest wspaniały i otwiera nam nowy marchewkowy rozdział.
Jako bonus dodam jeszcze najzwyklejszą surówkę z jabłka, pora i majonezu/jogurtu/oliwy, która jest tak popularna, że oszczędzę sobie przepisu. Chcę tylko napisać, że ostatnio takową robiłam a że w lodówce poniewierał się zapomniany granat, dodałam go. Nie dość że smak się ożywił, to jeszcze kolor zyskał różnorodność. Radzę kupować teraz granaty bo jest sezon i są tanie. Postaram się zrobić z nimi jakąś sałatkę i podzielić się z Wami procesem produkcji.