Małż bazowy – najprostszy sposób na mule

mule w winie

Tego przepisu miało nie być. Nie planowałam przyrządzać żadnych muli, nawet do głowy mi nie przyszło żeby rozejrzeć się po sklepach za świeżymi muszlami. Artykuł do napisania na dziś miał już gotową koncepcję, danie było zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach od co najmniej tygodnia. Jak to w życiu bywa – plany uległy zmianie. Tuż przed zamknięciem Nowego Bufetu usłyszałam sygnał telefonu. Mojego telefonu – przedpotopowej Nokii, na której widok ludzie albo uśmiechają się z nostalgią, albo unoszą brwi aż do lini włosów ze zdziwieniem. Dzwonił mój dawno niewidziany kumpel i pomyślałam że chce się spotkać.
– Lubisz mule? – usłyszałam w słuchawce.
– Jasne
– To będę za 5 minut, bo jestem niedaleko.

Nie pytałam skąd, po co, dlaczego. Kogo interesują te wszystkie pytania, skoro w perspektywie jest spożywanie na najbliższą kolację lub obiad dnia następnego pysznych muli w białym winie! Przygotowałam mu podmiankę (jakby powiedział Johnny Goodman w „Big Lebowski”) w postaci tajskiego zielonego curry, które podawaliśmy tego dnia na lancz i kilka porcji nam zostało. Uczciwy barter – jedzenie za strawę. Wparował rzeczony kumpel i podał mi około kilogramową paczkę, a ja przekazałam mu tajską kontrabandę. Ucieszyłam się niezmiernie, że temat na kolejny przepis przyszedł do mnie sam, do tego przyniesiony przez tak lubianą przeze mnie osobę.

W sobotę, w drodze powrotnej z mojej ulubionej drogerii (notabene to temat na elaborat – niewielka drogeria z setkami marek i produktów niedostępnych nigdzie indziej w takiej masie, gdzie od rana do wieczora kłębią się tłumy, kupując nieprzebrane ilości kosmetyków) zakupiłam wino, czosnek i bazylię. Natki pietruszki nie udało mi się nabyć za pierwszym strzałem, a szkoda mi było marnować cenny sobotni czas na bieganie po sklepach za jedną rzeczą. Zaopatrzona w nowe kosmetyki i wiktuały niezbędne do przyrządzenia bazowej wersji muli pognałam do domu, chcąc złapać jeszcze światło dzienne do zdjęć.

Mule były prawie zupełnie oczyszczone (teraz chyba w większości sklepów można kupić właśnie taką wersję, co skraca czas przyrządzenia), więc wszystko zajęło mi około dziesięciu minut. Szybko i sprawnie – tak jak lubimy – dlatego już dzielę się z Wami tym sposobem na mule, który jest chyba najpopularniejszy.

Mule w winie z czosnkiem
i natką pietruszki

Czas przygotowania:10 minut

Składniki dla jednej osoby (lub dla dwóch na przekąskę):

  • kilogram muli (lepiej znaleźć oczyszczone, ale jeśli takie nie są trzeba dokładnie wyczyścić każdą muszlę z zanieczyszczeń co wydłuży trochę czas)
  • 4–6 ząbków czosnku, albo więcej jeśli tak jak ja uwielbiacie czosnek
  • pół pęczka natki pietruszki lub garść świeżej bazylii
  • ostra papryczka do smaku – świeża lub suszona (jeśli nie lubicie zbyt pikantnie pomińcie paprykę, albo usuńcie ze świeżej nasiona)
  • olej do smażenia – jedna łyżka powinna wystarczyć
  • około 150 ml białego wytrawnego lub półwytrawnego wina
  • 100 gramów masła
  • sól do smaku
  • świeża bagietka do podania (ja użyłam focacci z dnia poprzedniego)

mule

Zaczynamy od muli – wyrzucamy wszystkie te, które są otwarte – to znaczy ze nie nadają się już do jedzenia. Siekamy czosnek, natkę lub bazylię i paprykę, jeśli jest świeża. Rozgrzewamy olej, wrzucamy czosnek i papryczkę i smażymy około minutę, aż czosnek zacznie się delikatnie złocić. Wrzucamy mule na patelnię i podlewamy winem. Mieszamy wszystko, czekamy 1-2 minuty aż wino lekko odparuje. Przykrywamy patelnię i dusimy mule do momentu aż się otworzą, dodajemy masło, posypujemy solą, bazylią i gotowe. WAŻNE: tym razem wszystkie mule, które się nie otworzyły lądują w koszu. Podajemy ze świeżą bagietką, ciabattą lub focaccią właśnie. A najlepszy ze wszystkiego jest winno – maślano – czosnkowy sos, który zbieramy z talerza bagietką. Popijany rzecz jasna winem, które nam zostało w butelce.

mule w winie na talerzu

Scroll to Top