Świecka tradycja. Paszteciki drożdżowe

paszteciki drożdżowe z kapustą i grzybami

Dziś robimy coś naprawdę smacznego. Jako wielka fanka ciasta drożdżowego we wszystkich odsłonach, będę je promować gdzie się da. I przekonywać że jest proste, dość szybkie w przygotowaniu, a jego wyrabianie to wcale nie „droga przez piekło” (gdzie Sean Penn ciągle nie może się napić, a J.Lo kusi czerwoną sukienką). Jeśli chodzi o mnie, to ciasto drożdżowe gniotę sobie już od końcówki podstawówki (ośmioletniej), tak mnie kiedyś nauczyła nasza supermama, która gotuje wyśmienicie. Jako jedyna z latorośli wykazałam zainteresowanie, okazało się to fajną zabawą i teraz robię już na oko. Postaram się oczywiście ponieść trochę kaganiec oświaty ;) i podać jakieś sensowne proporcje.

Zacznę od tego, co właściwie będziemy piec. Paszteciki drożdżowe. Zastanawiam się, dlaczego „paszteciki”, przecież nie będę tam ładowała pasztetu, ani tym bardziej pasztetowej, mama też nie miała tego w zwyczaju. Nie wiem, nie znam się, mnie ta nazwa pasuje, od razu wiadomo o co chodzi. Czego będziemy potrzebować?

Paszteciki drożdżowe

Czas przygotowania: 90 minut

Ciasto drożdżowe:

  • mąka, około pół kilograma (im mniejszy liczba określająca typ mąki, tym lepiej, a jak jeszcze ją przesiejemy przez drobne sitko, będzie cudownie)
  • drożdże, nie więcej niż pół opakowania
  • dobra szczypta soli
  • ciepła woda (powiedzmy że szklanka)
  • łyżeczka cukru, niech się dróżdż pożywi
  • łyżka oleju, masła lub oliwy

Rozpuszczamy drożdże w wodzie, dodajemy cukier, wsypujemy mąkę i sobie ugniatamy. Mąki musi być tyle, żeby ciasto miało właściwą konsystencję. Co znaczy właściwą? Żeby nie było za rzadkie ani za gęste i jestem tutaj przekonana, że wyrabiacz będzie doskonale wiedział o jaki stopień wyrobienia mi chodzi. Ma być gładkie, sprężyste, odchodzić od rąk. Jak już zacznie odchodzić, musimy je jakoś zatrzymać, bo nie zrobimy pasztecików bez ciasta :D, dodajemy więc łyżkę tłuszczu i wyrabiamy jeszcze trochę. Chciałabym w tym miejscu uspokoić wszystkich ortodoksów i powiedzieć, że ja też na początku robiłam zaczyn, czekałam aż urośnie i dopiero robiłam ciasto. Uważam jednak, co wynika tylko i wyłącznie z autopsji, że do takich wypieków jak rzeczone paszteciki czy pizza taka obróbka wystarczy, natomiast do poważnego, słodkiego placka lub pączków jest to jak najbardziej wskazane. Wracając do głównego wątku, ciasto odkładamy w ciepłe miejsce, przykrywamy ściereczką i pozostawiamy do wyrośnięcia, doglądając tego procesu raz po raz. I zaczynamy zajmować się farszem.

Farsz:

  • około 30 dag pieczarek
  • garść suszonych grzybów (uprzednio namoczonych)
  • pół kilo kapusty kiszonej, którą w większości przypadków należy przepłukać, ale najpierw sprawdźcie jak smakuje, bo ostatnio mój ukochany przepłukał i straciła za wiele smaku :(
  • 2 jajka
  • bułka tarta

Kapustę i grzyby najlepiej przepuścić przez maszynkę do mielenia, ale jeśli jej nie posiadacie, drobne posiekanie wystarczy. Potem dusić do miekkości i doprawić dość wyraźnie – nadzienie powinno być odrobinę za słone i za pieprzne. Jak przestygnie, dodajemy jajko i bułkę tartą, żeby miało fajniejszą konsystencję.

paszteciki gotowe do pieczenia

Jeśli w tym czasie ciasto podwoiło swoją objętość, rozwałkowujemy je na duży prostokąt, na środku układamy wałeczek z nadzienia, smarujemy jeden bok białkiem jajka, zawijamy jak makowiec i sklejamy dokładnie bok (do tego potrzebne nam białko). Potem kroimy sobie ten walec pod lekkim skosem na małe paszteciki. Układamy na posmarowanej tłuszczem lub wyłożonej papierem blaszce i wkładamy do piekarnika, nagrzanego do 160 stopni. Pieczemy około 15–20 minut, aż się zrumienią. Aha, przed włożeniem do piekarnika smarujemy wierzch żółtkiem, możemy też posypać kminkiem, sezamem, lub co tam mamy na podorędziu. Jak są gotowe, wyjmujemy, a potem następuje rozpasana konsumpcja, najlepiej w towarzystwie czerwonego barszczu, o którym napiszę kiedy indziej.

Scroll to Top