Od razu zaznaczam, nie będzie to przepis na makrelę, mimo że jej smak to „miłości znak”, jak zauważyli Czarno Czarni. Co bardziej wytrawni eksplorerzy smakowej dżungli mogą czuć się zawiedzeni, że tak banalnie zaczynam z rybami. Trudno. Wiem że najczęściej kupujemy właśnie tę rybę, nie licząc mrożonych filetów z mintaja i pangi. Napiszę w sekrecie, że pangi nie ruszają nawet nasze koty. Niedawno daliśmy im mintaja – także nastąpiła obraza majestatu, mięso leżało kilka godzin w miseczkach a zwierzyna tylko z rzadka podchodziła na wymuszonego kęsa. Trudno, czasy Sheby się skończyły kilka lat temu – obliczyliśmy że za cenę tego gotowego przysmaku można karmić koty wołowiną.
Zostawię te dygresyje i postaram się przejść do sedna. Sposób podania łososia, jaki Wam dziś zaprezentuję jest ciekawy i nawet przypadkiem zgodny z trendami z ostatnich lat, które mówią o odejściu od cytryny na rzecz kwaśnych sosów. Można więc niby przypadkiem napomknąć o tym gościom, co uczyni z Was znawcę tematu i wytrawnego smakosza w ich oczach :).
Przytaczam mój ulubiony truizm – danie jest proste. Jedyną przeszkodą jest mnogość składników, ale poinformuję Was, bez czego to danie może się obejść, tracąc wprawdzie na walorze, ale wciąż pozostając smacznym. Oto czego potrzebujemy na dwie osoby:
Pieczony łosoś z salsą verde
Czas przygotowania: 25 minut
Składniki:
- dwa steki z łososia
- 4–5 małych ziemniaków, ugotowanych w mundurkach
- jedną średnią czerwoną cebulę, pokrojoną w ósemki (mniej więcej tak jak się kroi jabłko), którą pieczemy w piekarniku, polewając oliwą extra vergine)
- łyżkę octu balsamicznego
- kilka liści bazylii
- 6 przepołowionych pomidorków koktajlowych, lub cząstki zwykłego pomidora
Do potrawy potrzebna tez jest salsa verde (verde – po włosku zielony – Giuseppe Verdi to Józef Zielony). Od razu zaznaczam, że jest to składnik, którego szanowny czytelnik robić nie musi. Piszę to ze względu na składniki, które mogą być trudniej dostępne w zimę i w mniejszych miejscowościach (wiem, bo sama ze średnio–małego miasta pochodzę). Salsa stanowi wspaniałe dopełnienie tego dania, wszystko razem smakuje wybitnie – bez niej tylko bardzo dobrze. Oto skład:
Salsa verde:
- posiekać po garści kaparów, liści mięty i natki pietruszki
- kilka cząstek pomarańczy bez skórek, pokrojonych dość drobno
- trochę skórki otartej z pomarańczy i cytryny
- odrobina soku z cytryny
- oliwa extra vergine, sól i pieprz
To wszystko mieszamy i przyprawiamy.
Teraz sposób przygotowania i kolejność czynności przygotowawczych. Dla mnie bardzo ważna jest organizacja pracy, uczyłam się tego dobrych kilka lat. Na początku szło mi beznadziejnie – z pierwszej pracy po miesiącu chciano mnie wydalić za kompletne nieogarnięcie. Pewnie niektórzy uczą się planowania czasu szybko – cóż, w moim przypadku proces był znacznie opóźniony. Widocznie przyszło mi czekać dłużej niż inni na zakończenie procesu zwanego dojrzewaniem i ogarnięciem się.
Wracając do meritum – zaczynamy od włączenia piekarnika na 180 stopni i wstawienia ziemniaków na gaz. Piec się grzeje, ziemniak gotuje, a my w tym czasie przygotowujemy salsę. Potem pieczemy cebulę, tak z 10 minut. W tym czasie obsmażamy rybę po 1–2 minuty z obu stron, następnie solimy, pieprzymy i wkładamy do pieca razem z cebulą, niech razem dochodzą. Hołdujący zdrowemu odżywianiu się etap obsmażania pomijają i od razu – hop! do pieca. Jak ziemniaki się ugotują, próbujemy przekroić je na pół, a że są gorące to kombinujemy po swojemu jak to wykonać. Możemy je obsmażyć chwilę na patelni – będą smaczniejsze. I teraz wkładamy je do miski, dodajemy upieczoną cebulę, pomidorki, 3 łyżki oliwy i jedna łyżkę octu balsamicznego oraz pokrojoną w paski bazylię, sól i pieprz. To wszystko wykładamy na talerz. Na środek mieszaniny kładziemy gotowego łososia, a na nim, na podobę piramidy umieszczamy łyżkę salsy. To wszystko. Czas trwania całej operacji to tak naprawdę czas ugotowania ziemniaków. Oczywiści jeśli jesteśmy zorganizowani, lub podążamy za instrukcją. Na zdjęciu składniki ułożone są obok siebie, ale piramida wygląda bardziej spektakularnie, jak w restauracji ;).