Żeby Was nie zmyliło – to nie jest najwspanialsze danie jakie wyszło z naszej podgórskiej kuchni. Jest najbardziej znane. Strzelam z niego do gości jak z magnuma i ustrzeliwuję jak kaczki. Nie robię tego sama, jest ze mną luby, z którym przez lata wspólnego gotowania wypracowaliśmy złoty środek. Kto był kiedyś u nas na obiedzie ten wie. Chodzi o pizzę :). Mam nadzieję że nikogo nie rozczarowałam…
To danie, według mnie pyszne i mało pracochłonne robimy prawie zawsze kiedy mamy gości. Człowiek się nie napracuje – mało tego – z ochotą zaprzęgam współbiesiadników do krojenia składników i smarowania sosem. Nie dość że to integrujące, to jeszcze każdy jest współautorem, a ja folguję swojej potrzebie rozdzielania zadań i mówienia władczym tonem. Jest radość, jest zabawa, są dziecięce emocje. Mam nawet nożyk do jej krojenia zakupiony u Szweda.
Taki pizza-miting miał miejsce dzień przed Sylwestrem. Zapowiedzieli się dobrzy ludzie z „wdzięcznościowymi” butelczynami, plus kilku innych. Była też osoba ledwie trzymiesięczna, której szczerze współczułam niemożności skosztowania obiadu. Widząc jej entuzjazm dla matczynego mleka śmiem jednak twierdzić że miała moje współczucie w głębokim poważaniu.
Tak więc alkohol i szpinak były sponsorowane. Autorem zdjęć tym razem nie jestem ja, ale wypływający na szerokie wody fotograf młody (co robił zdjęcia jedzenia, nie mody). Po skonsumowaniu, syci i szczęśliwi, zajęliśmy się rozbawianiem berbecia. Jeśli widzieliście kiedyś trzy dorosłe osoby siedzące obok siebie w kinowych fotelach, wydające jednocześnie dźwięk z ust pocieranych energicznie palcem, wiecie o czym mówię. To tyle prywaty, biorę się za poważną robotę.
Ciasto. Na ciasto podawałam już przepis przy okazji pasztecików, przypomnę jedynie że wgniatam drożdże od razu, bez czynienia zaczynu, wyrabiam (na jedną blaszkę ok. 300 gram mąki, szczypta soli, łyżka cukru, letnia woda, na końcu oliwa lub olej), czasem dodaję do niego oregano i gałkę muszkatołową i odstawiam w ciepłe miejsce pod ściereczką do wyrośnięcia. Pamiętajcie – żadnych otwartych okien i przeciągów, bo będzie słabo rosło. W tym czasie włączam piekarnik na maksymalną dostępną temperaturę. Piece do pizzy mają 300 stopni, a cały sekret pieczenia pizzy tkwi w tym, żeby piekła się jak najkrócej w jak najwyższej temperaturze. Wtedy ciasto pod składnikami jest upieczone, a góra przyrumieniona i chrupiąca.
Sos. Nasz wygląda tak: na jedną blaszkę wyciskamy na patelnię z oliwą kilka ząbków czosnku, dodajemy jedną puszkę pomidorów pelati, posypujemy obficie oregano i odparowujemy. Na końcu dodajemy jeszcze ok. 50 ml śmietany 30%, mnie taki sos bardziej smakuje niż mono-pomidorowy. Ostatnio dawałam też szczyptę sproszkowanej ostrej wędzonej papryki, daje świetny posmak (do kupienia a Almie lub Kuchniach Świata). Ważne żeby porządnie odparował – za rzadki będzie wodnisty na gotowej pizzy.
Góra. Kiedy rozwałkuję wyrośnięte ciasto na blasze, smaruję je sosem. Na wierzch kładę (kolejność jest ważna) najpierw pokrojoną w kostkę mozzarellę w kulkach – 2 kulki na blaszkę, potem resztę. Co rozumiem przez resztę? W zasadzie to co ja rozumiem, ma niewielkie znaczenie, inwencja należy do Was. Od siebie dodam tylko, że prócz sosu i sera nie daję więcej niż 3-4 składniki, wtedy każdy z nich jest wyczuwalny i nie ma miszmaszu. Oto przykładowe zestawy:
- wędlina (boczek, salami, szynka szwardzwaldzka), oliwki, piórka cebuli
- smażone plastry bakłażana, gorgonzola, cienkie plastry świeżego pomidora
- szpinak (przesmażony na patelni z czosnkiem i doprawiony), orzechy włoskie, ser z niebieska pleśnią, plus ewentualnie kostki fety)
Pieczenie. Jak już wspomniałam – najgoręcej i najkrócej. Ile? Maksymalnie 10 minut dla jednej blaszki, jeśli są dwie to trochę dłużej, dobrze jest też zamienić w połowie pieczenia dolną blaszkę z górną. Pamiętajcie, żeby wszystkie operacje na otwartym piekarniku wykonywać błyskawicznie, bo każde otwarcie momentalnie obniża temperaturę pieczenia! My zawsze robimy to we dwójkę na trzy – cztery!, jedno otwiera i zamyka piekarnik, a drugie z szybkością błyskawicy wsuwa pizzę do pieca.
Podzieliłam się z Wami sekretem ;). Naprawdę byłabym wielce rada za jakieś informacje zwrotne, jestem ciekawa jak Wam wyjdzie. Wiem że logowanie się na bloga jest trochę upierdliwe, dlatego zawsze w odwodzie pozostaje poczciwy facebook.