Polenta to nie coś na kształt polewki. I broń Boże, nie czarnej. Ma piękny żółty kolor ziaren kukurydzy. Czym jest? Częścią dania, zwaną dodatkiem skrobiowym. Brzmi stołówkowo i szkolno-jadłospisowo, ale właśnie ze względu na tę oficjalność lubię nadużywać tego wyrazu. „Kochany, jaki dziś zrobić dodatek skrobiowy do ryby?”. No po prostu pysznie:D.
Polenta pochodzi z Włoch, i jest rdzennym włoskim dodatkiem skrobiowym ;), którym Półwysep Apeniński zajada się od dawien dawna. Początkowo była robiona z mąki kasztanowej, głównie przez wieśniaków (w Wikipedii piszą kurtuazyjnie o „potrawie ludowej”).
Kiedy jednak Santa Maria, Nina i Pinta udały się w trans przez Atlantyk, zwyczaje żywieniowe Europejczyków zmieniły się na zawsze. Wszystko za sprawą trzech przywiezionych zza oceanu produktów: pomidorów, ziemniaków i kukurydzy. Nas w związku z polentą interesuje ten ostatni wiktuał z koszyczka Kolumba. Kukurydza bowiem, przetworzona na mąkę lub kaszkę, wyparła mąkę kasztanową, która oczywiście wciąż funkcjonuje, ale nie dorównuje popularnością żółtej Amerykance. Polentę możemy najprościej określić mianem mamałygi, czyli kleistej masy, którą po przygotowaniu wylewa się do płaskiego naczynia, czeka aż zastygnie i kroi na porcje. Porcje często grilluje się przed podaniem lub zapieka z parmezanem. Kilka lat temu, gdy moim szefem był Francuz z Katalonii Francuskiej, po raz pierwszy miałam do czynienia z tym dodatkiem. W tej części Europy też musi być popularna, bo Francuz 25 lat życia spędził w okolicy swojego rodzinnego miasta i gotował potrawy, które znał ze swojego regionu. Bardzo mi się wtedy spodobała jako alternatywa w kraju ziemniaka. Parę lat próbowałam ją przeforsować w domu, ale ukochany na każdą wzmiankę robił niewyraźną minę. Tydzień temu dowiedziałam się dlaczego. Cały czas był pewny, że polenta to bliżej nieokreślone coś z… kaszy manny, znienawidzonej przez niego i kojarzonej tylko z instytucjonalnymi placówkami opieki dla małych dzieci w PRL. Tuszę że dostrzeżenie tej pomyłki trwale urozmaici nasz domowy, a co za tym idzie i Wasz jadłospis. Do dzieła!
Na premierę postanowiłam przyznać jej bardziej zaszczytne miejsce. Nie będzie dodatkiem – będzie bazą. Zrobiliśmy mianowicie pizzę na polencie, wzorując się trochę na przepisie z książeczki wydanej przez BBC „Wegetariańskie dania. 101 sprawdzonych przepisów”. Mówiąc „trochę” wiem co mówię, bowiem pierwsze zdanie brzmi: „Ugotować polentę zgodnie z instrukcją na opakowaniu”. Niestety ciągle jeszcze ciężko jest w naszym kraju kupić tysiące gotowych produktów dostępnych w każdym brytyjskim supermarkecie. Dlatego robimy sami, rzutcy i ambitni!
Polenta
Czas przygotowania: 15 minut (plus ostygnięcie)
Składniki (na standardową blaszkę będącą na wyposażeniu piekarnika):
- 250 g kaszki kukurydzianej
- 125 ml śmietany 30%
- 80 g masła
- 80 g sera typu parmezan
- 1 l wody
Do gotującej wody dodajemy kaszkę, mieszamy 10 minut. Potem dodajemy masło i śmietanę, mieszając kolejne 5 minut. Na końcu dodajemy parmezan, doprawiamy solą i pieprzem (lepszy będzie biały bo nie będzie go widać). Wylewamy na blaszkę i pozostawiamy do ostygnięcia. Nasza rada: dwie osoby mieszają na zmianę. Najpierw po 5 minut, potem po 2,5 minuty.
To będzie nasze ciasto na pizzę. Dalej postępujemy już standardowo, jak ze zwykłą pizzą, czyli sos, ser i składniki (przepis na sos do pizzy tutaj). Ja dałam smażone plastry cukinii i pomidorki koktajlowe. W książeczce BBC nie było sosu, ale reszta jest z grubsza ta sama. W przypadku pominięcia sosu można skropić mozzarellę oliwą lub pesto, jeśli mamy jakieś w lodówce. Muszę przyznać że wyszło bardzo ciekawe danie, zresztą kilku znajomych raczyło się tym specjałem.
Cóż – albo mają znakomite umiejętności aktorskie, albo im smakowało. Na dwoje babka wróżyła.