Czy Szanowny Czytelnik zna etymologię słowa „karnawał”? Pochodzi od wyrażenia „carne vale”, które w języku włoskim znaczy dosłownie „mięso dozwolone”. Czyli jedzcie tłusto i lejcie alkohol w gardła maluczcy, bo po okresie zabawy czeka Was niehybnie czterdzieści dni poszczenia i noszenia włosienicy. Pojęcia karnawału i wielkiego postu trochę się zdewaluowały i coraz mniej katolików przestrzega tradycji. Zdaje się, że tradycja karnawałowego obżarstwa wyparła wielkopostną i po prostu rozprzestrzeniła się na cały rok. Jemy, jemy, jemy.
To przypomina mi przeczytany niedawno artykuł na jednym z popularnych portali, jakoby niedawno narodziła się całkiem nowa, świecka tradycja. Z rozbawieniem przeczytałam, że ostatnio młodzi ludzie po pasterce, lub zamiast niej, udają się do ulubionej knajpki, by tam świętować w gronie innych młodych ludzi. Lub też idą na domówki, jeśli ktoś ma wolną chatę. Rozśmieszyło mnie to okrutnie, ponieważ zwyczaj ów kultywowałam ze znajomymi, będąc jeszcze w liceum i na studiach. W moim rodzinnym Ciechanowie zawsze w Wigilię w okolicach pasterki po mieście przewalały się hordy podchmielonej młodzieży, pragnącej wyrwać się z rodzinnych posiadówek. Normalna rzecz u nastolatków – grupa rówieśnicza jest głównym punktem odniesienia i większość z nich woli towarzystwo kumpli z klasy niż zgredów. No ale okazuje się że to nieprawda i taki „lajfstajl” narodził się nieledwie wczoraj, a osoba, która o nim napisała, właściwie pierwsza na świecie odkryła owo zjawisko.
Zostawmy jednak pubsterki, jak świetnie skomentował ktoś owe zwyczaje i przejdźmy do meritum, do sedna, do mięsa. A mięso to dziś dwa wspaniałe kawałki rostbefu, spożyte przez nas dzień przed Sylwestrem. Przyrządziliśmy je prosto, rezygnując nawet z sosu na rzecz guacamole, które robiło za soso-sałatkę. Do tego upiekliśmy ziemniaki. Sposób ich obróbki przed pieczeniem podpatrzyłam na jakimś zagranicznym kanale kulinarnym, gdzie puszysta pani wraz z mężem odkrywała londyńskie targi, sklepiki i restauracje, w poszukiwaniu inspiracji na małe przyjecie. Zawitała do jakichś delikatesów, których asortyment miałam ochotę natychmiast pochłonąć w całości. Wśród specjałów były właśnie tak przyrządzone ziemniaki, które nie dość że wyglądają nader dekoracyjnie, to jeszcze pieką się krócej niż te w całości.
Rostbef z pieczonymi ziemniakami i guacamole
Czas przygotowania: 1,5 godziny
Składniki na 2 osoby:
- dwa steki z rostbefu, po 200–250 g
- całe ziemniaki, mniej więcej podobnej wielkości w ilości zaspokajającej głód dwóch dorosłych osobników, czyli od czterech do kilkunastu
- kilka ząbków czosnku
- świeży rozmaryn
- 150–200 ml oliwy extra vergine do ziemniaków
- świeżo zmielony pieprz i sól morska
Mięso marynujemy przez minimum pół godziny w oleju z rozgniecionymi ząbkami czosnku i rozmarynem. Włączamy piekarnik na 180 stopni. Ziemniaki nacinamy jak na zdjęciu, uważając, by nie rozciąć ich całkowicie. Polewamy je oliwą z czosnkiem i rozmarynem dość hojnie, żeby podczas pieczenia nie wyschły. Gdy piekarnik się nagrzeje, wkładamy ziemniaki rozłożone na blaszce i posypane świeżo zmielonym pieprzem i solą, najlepiej morską. Pieczemy je około godzinę.
Gdy do końca pieczenia ziemniaków zostaje około 20 minut, rozgrzewamy patelnię, wlewamy na nią trochę oleju (jeśli mamy patelnię grillowa nie lejemy oleju) i obsmażamy steki po 2-3 minuty z każdej strony. Solimy i pieprzymy. Następnie wkładamy je do piekarnika, by doszły. W zależności od pożądanego stopnia wysmażenia, pieczemy je do kilkunastu minut (jeśli nie lubimy krwistych lub średnich). W tym czasie przygotowujemy
Guacamole
- 2 dojrzałe awokado
- jeden pomidor, bez gniazd nasiennych, pokrojony w drobną kostkę
- sok z cytryny i limonki do smaku
- pół małej czerwonej cebuli, posiekanej w kostkę
- wyciśnięty lub posiekany mały ząbek czosnku
- natka pietruszki lub świeża kolendra
- sól i pieprz
Awokado przekrajamy na pół, wyjmujemy pestki i rozgniatamy widelcem, najwygodniej rozgniatać na desce do krojenia. Dodajemy pozostałe składniki i mieszamy. Guacamole najlepiej robić tuż przed spożyciem, bo mimo dodatku soku z cytryny i limonki, awokado dość szybko się utlenia, przybierając szary, nieapetyczny kolor.
Poleciłam ostatnio ten zestaw (z polędwicą wołową) dobremu kumplowi. Wysłał mi zapytanie, co ma przyrządzić żonie w Sylwestra z założeniem, że po kolacji planują począć kolejnego potomka. Mam nadzieję, że zadziałało i maleńka komórka już się dzieli.
Sprostowanie: Miłosz jednak nie zdołał upolować wołu, bardziej rzutcy myśliwi ubili co lepsze sztuki, pozostawiając mu jedynie drobnicę. Zapewnił mnie jednak, że w sylwestrowy wieczór sama wizja dania podziałała jak płachta na byka. Chociaż słowo „afrodyzjak” jest bardziej na miejscu.