Jak w tytule, warto w ogóle być chłopem w tej naszej strasznej Unii Europejskiej. Hajs spływa do kieszeni za nieużytki, za kamieniste ugory leżące odłogiem. A w Polsce? Bajka! Inni – niechłopscy – przedsiębiorcy kombinują ze swoimi buchalterami, jak tu się w KRUS-ie rozliczać, bo jego zły brat ZUS nie jest ludzkim panem ale zdziercą i kłamcą. Niektórzy są tak zdesperowani w uprawianiu roli, że rzucają się na łapu capu w ramy scenariusza „rzucił korporację i uprawia jarmuż w Beskidzie Niskim”. Jak pokazują jednak ostatnie trendy – ludzie z miasta, którzy rzucili wszystko i podążyli za wiejską utopią często wracają z podkulonymi ogonami w zurbanizowane krajobrazy, bo jednak się na głębokiej prowincji nie odnaleźli. Nie zrozumieli jej, a może to ona nie zrozumiała ich.
Kto jednak jest miłośnikiem pól i lasów i codziennie powtarza za Janem z Czarnolasu „Wsi spokojna, wsi wesoła…”, temu podam dodatkowy powód, aby wiejskość w sobie kultywować. Wprawdzie nie u nas nad Wisłą, ale w Toskanii nad Arno, ale będzie to tylko z pożytkiem dla niego. Pisałam już bowiem kiedyś tutaj, że już dziewiętnastowieczni myśliciele uznawali toskańskich chłopów za wyjątkowo mądrych, rozgarniętych i znających życie. Zasilenie ich szeregów może być więc dla polskiego mieszczucha swego rodzaju nobilitacją. Dlatego zaczynamy od kultywowania toskańskiej przaśności, ucząc się gotowania pappa di pomodoro, czyli zupy, którą toskański chłop preparuje na drugi dzień z resztek. Niby resztki, ale jakiej klasy, jaka smakowita zupa z nich wychodzi!
Toskańska zupa pomidorowa
(pappa di pomodoro)
Czas przygotowania:40 minut
Składniki dla czterech osób:
- kilogram dojrzałych pomidorów, sparzonych i obranych ze skóry (poza sezonem zastępujemy je pomidorami pelati – potrzeba 2-3 puszki po 400 g, najlepiej dobrych włoskich)
- kilka kromek (około 150 g) czerstwego białego pieczywa dobrej jakości (oczywiście jeśli nie macie czerstwego, bo nie zdążyło się Wam zestarzeć od rana, kiedy przynieśliście je z piekarni, możecie z powodzeniem go użyć)
- kilka obranych ząbków czosnku
- dobrej jakości oliwa extra vergine (wiadomo – toskańska będzie najlepsza)
- liście świeżej bazylii do podania
- sól i świeżo zmielony pieprz
Jak widzicie składników jest niewiele. Niewiele też jest do roboty. Zaczynacie od pokrojenia pieczywa w kromki i zgrillowania go na delikatnie złoty kolor. Gdy jest gotowe, trzeba wyjąć kromki i jeszcze ciepłe posmarować z dwóch stron ząbkami czosnku. Potem przełożyć wszystko do garnka, zalać około pół litra ciepłej wody, dodać pokrojone w kostkę pomidory i wymieszać. Chleb rozmiękczy się prawie całkowicie, gdzieniegdzie będą jego większe kawałki, ale tak właśnie ma być. Zupę trzeba postawić na małym ogniu i często mieszać, bo pieczywo lubi się przypalić. Gotuje się około 20-30 minut. Ma być gęsta i aromatyczna. Po zdjęciu zupy z ognia solimy do smaku, dodajemy świeżo zmielony pieprz i 100 ml oliwy. Przed podaniem rwiemy lub delikatnie kroimy listki bazylii (delikatnie, bo inaczej zrobią się nieapetycznie czarne) i posypujemy każdą porcję.
Siła i smak tej zupy tkwią w jej prostocie i jakości składników.