Tak się złożyło, że w piątkowy wieczór robiłam z koleżanką za nianikę. Za baby-sitter dla nastolatka. Obiecałyśmy jego mamie, że przyjedziemy na noc, żeby doglądać jej synalka czy na złą drogę nie schodzi. Gdy po kilku perturbacjach dotarłyśmy w końcu do ich domu (a znajduje się on ponad dwadzieścia kilometrów za Krakowem, a my niezmotoryzowane) miałyśmy gotowy plan na wieczór. Jako że obie nie posiadamy telewizorów, postanowiłyśmy dla sportu pooglądać Magdę Gessler. Berbeć wprawdzie roztoczył przed nami wizje Netflixa, ale prychnęłyśmy na niego z pogardą – Netflixy to my mamy w domu synek, dawaj tu TVN Player i zapuść Kuchenne Rewolucje. Kiedy przeglądał bogatą ofertę programową tej komercyjnej stacji, naszą uwagę zwrócił inny program: „Projekt Ladies”. Uznałyśmy chórem, że to jest jednak to, co chcemy zobaczyć natychmiast. Oczywiście spodziewalysmy się wysokiego stopnia żenadliwości, ale kto ryzykuje ten pije Igristoje.
Program nie chciał współpracować i ciągle się zacinał, ale nie trzeba oglądac dwóch serii, żeby wyrobić sobie zdanie. A zdanie jest takie, że nudne to jak flaki z olejem. Próba wykrzesania ikry i napięcia spełza na niczym, bo mimo pozorów dziania się, program jest bardziej mulasty nawet od Big Brothera. Z grubsza polega na tym, że biorą dziewczyny o wyzywającym stylu, które palą, piją, przeklinają i o zgrozo mają tipsy. Próbują nauczyć je manier i bycia wzrorwymi damami. Takim chodzącym ideałem do którego dążą jest chyba pani Rozenek, która jest gospodynią programu obok sztywnych nauczycielek savoir vivre. Przysięgam, jakbym miała być taka jak one w tym programie, to raczej widzę siebie jako grubą dziewczynę tirowca, albo tę młodą raperkę (raczej wannabe raperkę). Uczestniczki oczywiście dobrane według klucza, ale klucz jest nudny i przewidywalny. Reasumując powiem, że „Projekt Ladies” to kompletne fiasko – rzecz nieciekawa, bez cienia dramaturgii (a rozpaczliwe próby jej budowania ocierają się o groteskę). Dlatego podkuliłysmy ogonki i wróciłyśmy do oglądania „Black Mirror” gdzie nudy ani przewidywalności jak na lekarstwo.
Przejdę już jednak do menu, bo późna godzina tego wymaga. Dziś mamy dla Was:
– krem z soczewicy i marchewki z kminkiem i kolendrą
– tajskie zielone curry z kurczakiem, bakłażanek, mini kukurydzą i zielonymi warzywami (groszek i fasolka), podane z ryżem basmati i śweżą kolendrą
– tarta wytrawna z cukinią, pikantnym serem provolone, pomidorkami cherry i pestakmi dyni
– jedno z Waszych ulubionych – ciasto marchewkowe z orzechami i kremem waniliowym.