Ze dwa lata temu firma, w której zamawiamy towar, przysłała nam zamiennik polskiego masła – było to masło duńskie lub fińskie, półtora raza droższe. Jako że potrzebowaliśmy go bardzo, zgodziliśmy się na sporo droższy zamiennik. Po spróbowaniu masło okazało się tak dobre, że to dotychczas kupowane wydało się nam jakimś spożywczym żartem. Albo ta sprawa z solą przemysłową – na pewno ją pamiętacie – kilku wiodących polskich producentów żywności używało jej latami, nielegalnie – a jest to odpad przemysłowy, kupowany za grosze. Dziesięć lat wcześniej kontrolerzy skarbowi też doczepili się do jednego z producentów – po co im tyle soli przemysłowej i zgłosili to odpowiednim organom. Organy nie dostrzegły wtedy żadnych uchybień. A tym razem to prokuratura umorzyła sprawę, nie dopatrując się niczego dziwnego w używaniu odpadu do produkcji żywności. To duże firmy – ich nazwy nie wyplynęły, bo to potężni reklamodawcy. A w zeszłym roku? Żołnierzom do jednostek dostarczono konserwy wieprzowe ze świń chorych na AZS. A liofilizowane szwedzkie mięso, którym raczyło swoich klientów kilka stołówek? Ostatnia sprawa z chorymi krowami to tylko wierzchołek góry lodowej. I gdybym była Czeszką, Słowaczką, czy Niemką, też nie miałabym zaufania do polskiego jedzenia. I nie znaczy to, że wszystko jest u nas niesmaczne i zepsute. Znaczy to tyle, że pomimo wszystkich instrumentów kontroli, wszystkich narzędzi, które posiadamy, chęć do kombinowania i obchodzenia przepisów jest wciąż motorem napędowym wielu ludzi. Mnogość tych wszystkich afer mówi wyraźnie, że gdzieś tam jest problem. I dopóki cały aparat nie będzie działał sprawnie i kontrolował procesy produkcji nie tylko przy okazji grubych afer, to wiele się tu nie zmieni. Bo rzetelne sprawdzanie, czy żywność u nas produkowana jest zdrowa i bezpieczna to też jest dbanie o wizerunek kraju i to też jest patriotyzm. Ale ta jego forma jakoś nie może się przebić przez patriotyzm populistyczny i pokazowy.
Taki cierpki akcent na dziś, ale zaraz wszystko , odcierpnie a uśmiechy zagoszczą na fizjognomiach. Stanie się tak (mam nadzieję!) za sprawą pozycji dzisiejszego menu. A są to:
– ribollita, czyli włoska zupa multiwarzywna z oliwą i jarmużem
– quedadillas, czyli grillowana tortilla z serem, szynką, cukinią, kukurydzą, sosem z wędzoną papryką i roszponką z winegretem
– tarta z bakłażanem, feta, pomidorami suszonymi i miętą
– blondie.