
Te chlebowe perypetie sprawiają, że czas nam się kurczy jak nigdy dotąd. Mam wrażenie, że skokowo ubyło mi zdolności poznawczych a połączenia między neuronami się pourywały. Myślę, że jeszcze ten tydzień i kolejny i wszystko jakoś wróci na stare – nowe tory, ale na razie mamy tu lekki Sajgon. Jeśli jutro znajdę więcej czasu (Halo! Czasie! Gdzie się ukryłeś?!), to opiszę Wam postępy piekarskie. Dziś tylko menu – ale za to na instagram wrzuciłam zdjęcie wczorajszego chleba w formie swojego własnego śniadania ze swoim własnym twarożkiem na serze białym z mleczarni w Skale. Pyszne było.
A oto menu:
- krem z buraków z jogurtem
- kokosowe curry warzywne z bakłażanem, fasolka, brokułami, cukinią i ryżem basmati
- cannelloni nadziewane szpinakiem, ricottą mozzarellą, zapiekane w sosie rosè – 14 porcji
- tarta szparagowa z mozzarellą fior di latte i oliwą
- tarta czekoladowo – kajmakowa.