Zasadziliśmy się na pieniądze z fundusze KPO. Wydrukowaliśmy sobie całą dokumentację żeby zapoznać się z zasadami przyznawania dotacji – ślęczeliśmy nad tym dobrych kilka dni. Im bardziej się zagłębiałam, tym bardziej mój entuzjazm malał. Owszem – wkład własny to 10 do 30 procent wartości inwestycji, ale w ogólnym rozrachunku wychodzi na to, że i tak nie uniknie się kredytu. Pieniądze bowiem dostaje się w transzach, trzeba podzielić inwestycje na etapy, najpierw sfinansować z własnych pieniędzy a potem jeśli uzyska się aprobatę komisji, pieniądze są zwracane. Nie jest więc tak, że 10 procent wystarczy – trzeba mieć mniej więcej z połowę sumy, zwłaszcza że trzeba zapłacić VAT z własnej kieszeni, bo nie jest wliczony do dotacji. Poza tym my, kupując na przykład lepszy bardziej oszczędny i ekonomiczny piec, oprócz oczywistych korzyści dla środowiska dostajemy jeszcze dodatkowe punkty za wniosek, jeśli będziemy wdrażać politykę antydyskryminacyjna dzięki temu zakupowi. Zasadniczo moje przemyślenia są takie – te dotacje, mimo tego że są też dla mikroprzedsiębiorców, tak naprawdę są dla dużych podmiotów. I raczej dla tych, które mają pieniądze, albo wezmą kredyt. A jeśli masz pieniądze to po co ci dotacja? A jeśli nie masz i tak jak my niedawno pozbyłeś się wszystkich kredytów, to po co masz zaciągać kolejny. Jeśli przyjdzie krach/wojna/pandemia to jednym z najlepszych sposobów na przygotowanie się do tego jest mieć dodatni bilans w banku i oszczędności.
Poza tym polityka antydyskryminacyjna ma pewnie sens w hotelach, teatrach i innych dużych instytucjach, ale my musielibyśmy wymyślać jakieś żałosne bzdury i dorabiać ideologię antydyskryminacyjną do naszego wniosku o nowy piec i chłodnictwo.
Doszliśmy do wniosku, że lepiej na inwestycje odkładać pieniądze, jak to staramy się robić od jakiegoś czasu.
Po raz kolejny banki sobie zarobią na funduszowych kredytach, a firmy doradcze na laniu antydyskryminacyjnej wody i pisaniu wniosków. A przecież 99 procent gastronomii nikogo nie dyskryminuje, bo wszyscy chcą sprzedawać jak największej liczbie osób. Sami wiecie, że czasem zdarzają się jacyś właściciele przejawiający cechy dyskryminujące pewne grupy i dający temu wyraz w internecie, ale są to jednostkowe przypadki.
Oczywiście są to moje przemyślenie, a wiele podmiotów gospodarczych dojdzie do zupełnie innych wniosków i postara się o kredyt, albo sięgnie do oszczędności, ale wiadomo – każdy ma prawo do swojej oceny sytuacji. Nasza, dla Nowego Bufetu, jest właśnie taka.
A co tam słychać w menu? Już piszę:
- Kokosowa zupa Dahl z soczewicy
- makaron penne alla putanesca z oliwkami, kaparami, pomidorami, natką pietruszki i serem grana padano
- tarta szparagowa z fetą.