4 listopada 2024
Taki długi weekend sprawia, że człowiek rozmarza się o czterodniowym tygodniu pracy. Oczywiście jest to marzenie ściętej głowy – przynajmniej w grupie mikro i małych przedsiębiorców. Według ostatnich badań bowiem jest to grupa, w której ponad 90 procent właścicieli czuje się wypalonych i przemęczonych, oraz nie mogą sobie pozwolić na urlop.. Od siebie dodam, że wielu z nas jest na granicy prekariatu – inflacja i zmiany podatkowe zrobiły swoje. Na przykład dla polityków właściwie nie istniejemy. Według nich – a zwłaszcza wśród entuzjastów podniesienia składki zdrowotnej – mikroprzedsiębiorcy to albo mityczni informatycy lub dziennikarze, zarabiający po 40 tysięcy i płacący od tego tylko 12 procent podatku, albo przysłowiowy biedny szewc, tudzież wypchnięty przymusowo na samozatrudnienie pracownik nieuczciwej firmy. A najwięcej jest takich jak my, którzy jakoś dają radę, nie zarabiają kokosów, ale każde dociskanie podatkowe to dla nich ogromne obciążenie. A podniesienie składki zdrowotnej póki co sprawiło, że pensje lekarzy poszybowały w ku nieboskłonom. A i tak czeka się niemiłosiernie długo na wizytę u specjalisty – teraz także w sektorze prywatnym.
Czy mnie to frustruje? Bardzo. Ale nie poddaję się złym myślom, bo w naszym przypadku sprawa wygląda tak, że od kilku lat robimy co możemy, żeby nie osunąć się w przepracowanie, przemęczenie. Urlop uciekł w sferę marzeń – nie tylko ze względu na kotkę. Zawsze przełykam gorzko ślinę, kiedy w okolicach wakacji padają pytania od klientów kiedy będzie zamknięte i będziemy jechać na wakacje. ALE – wiem też, że niektórzy klienci reagują tak samo na moje wpisy o tym, jak to poszłam gdzieś spacerkiem albo pojechałam rowerkiem, bo to bliziutko, maksymalnie pięć kilometrów i że mieszkanie w centrum jest super. Ostatnio obiecałam nawet jednej osobie, że będę się starała pomijać we wpisach ten wątek, żeby jej nie było przykro – u osoby na dalekim osiedlu nie ma tramwaju, nie ma pociągu do Ikei, a autobus jedzie na pętlę, z której dopiero można się przesiąść do centrum.
Tak że tego – w całej tej sytuacji jest jednak klika pozytywów, a my zasadniczo jesteśmy ze swojego wspólnego życia zadowoleni. I tak najważniejsze jest dla nas, że nie mamy żadnego szefa i robimy wszystko po swojemu – to jest absolutnie BEZCENNE.
Ciężar gatunkowy jest dziś duży, dlatego już skaczę do menu:
- krem kalafiorowy z olejem z pestek dyni
- chili con Pavo – z piersią indyka, papryką, fasolą i ryżem
- tarta z bakłażanem, serem pleśniowym – do niej również chlusnęłam trochę oleju z pestek dyni.