Miałam wczoraj sportowy dzień. 20 km na rowerze i godzina basenu. Lubię tak się zmęczyć raz na jakiś czas. Sęk w tym, że cała ta sportowa wyprawa zajmuje mi 3 godziny. Doliczając wizytę w lodziarni po drodze i konsumpcję w parku, po powrocie jestem raczej sceptycznie nastawiona do jakichś wielkich kulinarnych przedsięwzięć. Zawsze w drodze powrotnej kombinuję. Staram się przypomnieć sobie, jakie zasoby posiada nasza lodówka i czy są one wystarczające do przygotowania obiadu bez wyjścia na zakupy. Stąd się wzięły placki z jabłkami. Mleko – jest, jajka – a jakże, mąka to oczywistość. A jabłka miałam od siostry, bo były za kwaśne do jedzenia, wiec miały być przeznaczone na kompot. Ale los – czyli w tym przypadku moja skromna osoba – wyznaczył im inną rolę dziejową.
Wysłałam nieśmiałego smsa–szperacza do ukochanego, co sądzi o takim posiłkowym pomyśle. Ku mej uciesze okazał entuzjazm, pisząc to, co i ja miałam na myśli. A mianowicie, że to jego smak z dzieciństwa. I jakoś często placki mama smażyła późnym latem/jesienią, pewnie dzięki dostępności jabłek. Mówimy tu o całej dekadzie lat osiemdziesiątych, o tych zamierzchłych czasach przedunijnych. Kiedy to warzywa i owoce pojawiały się wyłącznie w sezonie. Czyli praktycznie od czerwca do końca lipca nie można było liczyć na jakiekolwiek jabłka. Potem śliwki, gruszki i wierszyki o darach jesieni w głębokiej podstawówce…
Placki zapewne doskonale znacie. Kto jednak nie robił, niech sobie zafunduje. Ręczę ręcznie, że głupawy uśmiech wpełznie na jego ukontentowane lico.
Placki z jabłkami
Czas przygotowania: pół godziny
Składniki:
- pół litra mleka
- 2-3 jajka
- mąka (dokładnie nie wiem, ale na oko około 300 g)
- szczypta soli
- trochę oleju do ciasta i więcej do smażenia
- pół kilograma kwaskowatych jabłek, papierówki są znakomite
- cukier puder
Robimy ciasto – takie jak na naleśniki, ale dużo gęstsze, czyli do mleka, jajek, oleju i szczypty soli dajemy więcej mąki. Miksujemy i odstawiamy na 10 minut. W tym czasie obieramy jabłka, kroimy je w płaskie cząstki, wykrawając rzecz jasna gniazda nasienne. Gdy ciasto odstoi swoje, dodajemy do niego jabłka, mieszamy i zaczynamy smażenie. Patelnia powinna być duża, ogień nie za wielki, bo się szybko spalą. Smażenie na średnim ogniu to chyba właściwe sformułowanie. Tłuszczu nie powinno być zbyt mało, bo wtedy placki też będą przypalone, poza tym jak kładziemy po kilka, to obniżają nam temperaturę smażenia i w rezultacie więcej tłuszczu się wchłania do środka. Po usmażeniu każdą partię odkładamy na talerz wyłożony ręcznikami papierowymi, następnie dzielimy między siebie i ewentualnych gości. Tą ilością najedzą się 2–3 osoby. W naszym przypadku były to dwie dorosłe jednostki, które na czas obiadu zdziecinniały niepostrzeżenie.