Od razu napiszę, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości PSS-owych purystów. TO CIĄGLE NIE TO. Smaku chronionego jak receptura Coca Coli nie podrobisz tak łatwo. Ale próbować zawsze można, z różnym skutkiem. Czyli zrobić w domu Kofolę zamiast Hoop Coli, albo Coli Zbyszko.
Myślę, że dziś w kuchni stworzyłam taką Kofolę. Smak wiele różniący się od oryginału, ale bardzo dobry i mogący go zastąpić w warunkach domowych. Wiele pomógł mi ukręcony na szybko majonez domowy na oleju rzepakowym, który nadał mu atrakcyjny kolor i lekko orzechową nutę. Całość naprawdę niezła – gdybym wcześniej nie została porażona cieszyńskim cudem, na pewno chełpiłabym się, że oto spod mej ręki wyszedł wzorcowy sandwich. W każdym razie, używając popularnego, kolokwialnego wyrażenia: nie ma lipy. Zamiast lipy jest cebula i majeranek. Wielki Post dopiero się zaczął, dlatego czas poudawać, że się zmienia dietę na znacznie uboższą i po prostu trochę ją urozmaicić. Prawie 3 miesiące minęły od Wigilii, pewnie wielu z Was już zatęskniło za śledzikiem. I dla tych stęsknionych jest moja kanapka. Róbcie, jedzcie i pamiętajcie że w dawnej Polsce, żeby obejść surowe postne nakazy wymyślono sobie, że bóbr to ryba i można go w poście spożywać. Ciekawe jak przyrządzali ogon…
Domowa kanapka ze śledziem
a’la cieszyńska
Czas przygotowania:15 minut
Składniki:
- 2 solone płaty śledziowe, namoczone kilka godzin w mleku
- 2 jajka ugotowane na twardo
- biała cebula
- suszony majeranek
- pieprz
- majonez domowy
Przygotowujemy domowy majonez. Cebulę obieramy, kroimy na cieniutkie krążki i zalewamy gotującą wodą, żeby je sparzyć i pozbyć się intensywnego zapachu i smaku. Przelewamy zimną wodą, odciskamy lekko, wsypujemy sporą szczyptę majeranku, mieszamy. Potem już klasyk – ulubiony chleb z masłem, na to pokrojone jajko i kawałki śledzia. Że tak napiszę górnolotnie (jak menu niektórych restauracji, chcących uchodzić za wykwintne) wieńczymy wykwintne plastry pieczywa krążkami cebuli i akcentami domowego, muślinowego sosu mayonnaise (nie przesadzam troszeczkę?). Dobrou chuť!
P.S. Naprawdę nie podkręcałam koloru majonezu. To sprawka rzepaku.