Nasze konfitury mają w nazwie echa słowa „confit”. A słowo to oznacza długie gotowanie w sosie własnym i w niskiej temperaturze. Słowo „konfitura” ma zresztą w sobie francuski sznyt, jak i „koafiura”.
Ideałem jest konfitowanie kaczki w jej własnym tłuszczu, ale wiem, że nie jest tak łatwo zdobyć kaczy tłuszcz. Ja użyłam kombinacji tłuszczu wytopionego wcześniej ze smażenia piersi i smalcu wieprzowego (też własnoręcznie wytopionego ze słoniny). Te śmieszne małe udka z cienką kostką najlepiej znoszą właśnie taką obróbkę, bo mięso rozpływa się w ustach, a przypieczona na sam koniec skórka jest bardzo chrupiąca. Co podacie do udek, to Wasza sprawa, bardzo dużo dodatków pasuje. Ja miałam demi glace wołowy i na jego bazie zrobiłam sos, dodając tylko śmietany i podstawowych przypraw. Jako dodatek podałam zwykłe ziemniaki z wody i fasolkę szparagową.
W ten sposób można również przyrządzić fileta z łososia, ale w oliwie extra vergine. Wystarczy dodać świeże zioła, jakieś pomidorki koktajlowe i wychodzi pyszna ryba, która nigdy nie będzie za sucha. We Francji taka forma obrabiania jedzenia jest bardzo popularna i nie ogranicza się do mięs, ale obejmuje także warzywa i owoce. Spróbujcie się pobawić, mało przy tym pracy, a satysfakcja jest naprawdę duża. Najlepiej kupić sobie całą kaczkę, oddzielić piersi i udka a resztę zostawić na bulion (wyjdą dwie porcje rosołowe). Czyli jakieś 6 obiadów dla dwóch osób. Oznacza to tydzień wypasionych, restauracyjnych obiadów w cenie mlecznobarowej. Oczywiście cena wzrasta, gdy zorganizujecie sobie kaczki eko, wolnobiegające, ale i smak będzie szlachetniejszy.
Nóżki kaczki confit
Czas przygotowania: 2 godziny
Składniki dla dwóch osób:
- dwie nóżki kaczki
- 500 g tłuszczu kaczego/gęsiego lub smalcu wieprzowego
- świeże zioła – tymianek, rozmaryn lub szałwia
- kilka ząbków czosnku
- sól i pieprz
Udka myjemy, osuszamy ręcznikiem papierowym. Sprawdzamy, czy nie ma na nich zbyt wiele pozostałości upierzenia. Jeśli jest dużo, wtedy opalamy je palnikiem do creme brulee, albo po prostu nad palnikiem gazowym. Jeśli nie mamy ani jednego ani drugiego, staramy się te resztki piór wyskubać na tyle, na ile to możliwe. Potem nacieramy nóżki solą i pieprzem. Tłuszcz topimy w rondlu, dodajemy obrane ząbki czosnku i garść ziół. Gdy tłuszcz się zagotuje, wkładamy do niego udka w ten sposób, aby zakrył je w całości.
Zmniejszamy ogień, tak żeby tylko pojedyncze bąbelki pojawiały się na powierzchni, przykrywamy rondelek (unikniemy zapachu tłuszczu w całym domu) i idziemy oglądać serial, przeczytać gazetę lub przespacerować się po dzielni przez godzinę. Po upływie tego czasu włączamy piekarnik na 200 stopni. Po pół godzinie sprawdzamy widelcem, czy mięso jest miękkie. Jeśli widelec wchodzi w nie jak w masło, jesteśmy w domu. Wyjmujemy udka z tłuszczu, wkładamy do blaszki i wsuwamy do piekarnika na górną półkę. Piekarnik ustawiamy na termoobieg i opiekanie od góry i trzymamy mięso 3-4 minuty, aż skórka będzie złocista. Wyciągamy. Podajemy gorące, najlepiej z sosem pieczeniowym (zamiast kości wołowych można użyć kaczych i postępować podobnie jak w przepisie. Można też przygotować sos na bazie żurawiny, czarnej porzeczki, czy podać udka z pieczonym jabłkiem. Do tego ziemniaki lub ulubiona kasza. Sami widzicie, że danie jest nieskomplikowane, z gatunku tych, które „robią się same”. A na deser proponuję jakieś bułeczki z konfiturami, żeby pozostać w temacie.