Czemu górnik? Ci z Was, którzy liznęli języków pochodzących od łaciny, albo są rozeznani w prehistorii na pewno dodali już dwa do dwóch. Carbonara to pewnie od „carbone”, a „carbone” to węgiel. Tylko jak to powiązać? Może trzeba zwęglić boczek? Trop jest ciekawy, ale mylny. Dokonałam małego wysiłku umysłowego, żeby sobie dokładnie wszystko sprawdzić. Że od górników pochodzi, wiedziałam od czasów uczęszczania na kurs włoskiego od dziarskiego Italiańca imieniem Luca. Ale postanowiłam sprawdzić więcej, żeby nie jechać banałem i nie ograniczać się do jednego zdania. I stąd mój wysił umysłowy. Musiałam odgrzebać w zaśniedziałym mózgu znajomość włoskiego, która kilka lat temu była całkiem w porządku, ale odkąd zaniechałam nauki… Cóż, wierzcie, że nie szło jak po maśle. Ogólny zarys wikipedyczny zrozumiałam, ale bez guglowego translatora i ling.pl byłoby krucho. Przebrnęłam i mam. Mogę nawet rzec, że na dnie tli się coś na kształt dumy albo zadowolenia.
Otóż że górnicy to wiadomo. Ale poza tym – górnicy z Lazio, czyli prowincji gdzie znajduje się Rzym, czyli dawnego Lacjum (Asterix się kłania). Górnik był biedakiem, groszem nie śmierdział, to i gotował sobie tak, żeby było tanio a na bogato. Czyli chciał się zapchać pożywnie. Taką możliwość dawał mu makaron plus jajka plus serek, bo takie są oryginalne składniki. Serek to w tym przypadku pecorino romano, czyli twardy ser owczy (owca – pecora) o ostrym smaku. Parmezan jest zastępnikiem, bo to „parmiggiano”, czyli parmeński, czyli nie te rejony włoskiego buta, bo Parma na północy.
Przygotowywał sobie jedzonko dzień wcześniej lub rano, wkładał do chlebaka (tascapane – przedziwne że akurat ten wyraz był w internetowym słowniku, z innymi było dużo gorzej) i hajda na przodek! Czujny czytelnik pewnie od razu wychwycił podstawowy brak i pyta: „A gdzie boczek?!?”. Słusznie pyta. Mnie też to zastanowiło. Nigdy byście nie uwierzyli kto był dostarczycielem… Amerykańscy żołnierze, którzy stacjonowali w Rzymie w czterdziestym czwartym! Tak, tak moi drodzy, Ameryka jest odpowiedzialna za ostateczną wersję tej potrawy. Zresztą Amerykanie transportowali ogromne ilości kontyngentów żywnościowych jako pomoc dla wyzwalanej Europy, więc pewnie mnóstwo boczku tam było. Biednemu Włochowi w to graj. Boczuś po wojnie? Rarytas i delicja, bo bieda była wszędzie. No i dlatego w oryginale jest boczek a nie pancetta, która w tym wypadku jest ekwiwalentem, odwrotnie niż w większości włoskich przepisów.
Piszą jeszcze, że w kuchni brytyjskiej zamiast jajek i śmietany podają carbonarę z sosem beszamel. Hmmm, osobliwe… Ciekawe czy w polskiej ktoś zastępuje nabiał schaboszczakiem?
Sami widzicie że jest kilka podstawowych wersji. Zapoznam Was ze swoją.
Makaron carbonara
Czas przygotowania: 20 minut
Składniki dla dwóch osób:
- 200 g makaronu (spaghetti lub inny długi – tagliatelle, fettuccine, pappardelle, linguine, etc)
- 2 żółtka
- około 150 ml śmietany 30%
- 2-4 ząbki czosnku pokrojone w plastry
- garść natki pietruszki
- garść sera pecorino romano lub parmezan/grana padano
- świeżo mielony pieprz
- 100 g boczku, pokrojonego w drobną kostkę lub paseczki
- pół małej cebulki, posiekanej drobno
Makaron gotujemy w osolonej wodzie. Boczek podsmażamy, możemy odlać tłuszcz, jeśli jest go za dużo. Dodajemy cebulę i czosnek. W miseczce mieszamy śmietanę, ser (zostawiamy trochę do posypania) i żółtka. Gdy makaron się ugotuje al dente (to ważne zwłaszcza w tym daniu, bo jak będzie za miękki, straci ono co najmniej połowę ze swojej smakowitości), odcedzamy go i wrzucamy na patelnię z boczkiem. Dodajemy miksturę śmietanowo-jajeczną, zwiększamy ogień i chwilę smażymy razem. Robimy to do momentu, aż masa zacznie się ścinać, wtedy szybko zdejmujemy i na talerz! Nie czekamy dłużej, bo jak się zetnie zupełnie, będzie niefajne. No i na koniec natka i reszta sera.
Takie są prawidła robienia carbonary. Proste, ale trzeba się dokładnie trzymać przepisu.
Tak na marginesie – jakiś czas temu odwiedził nas kolega, który mieszka we Wrocławiu. Kilka lat temu to my byliśmy gośćmi jego i jego narzeczonej, teraz już żony. No i ten kolega z rozrzewnieniem wspominał carbonarę jaką im wtedy zrobiłam. Że do tej pory ją robią według tego przepisu i jest najlepsza. Ucieszyłam się, chociaż Bóg mi świadkiem – nie pamiętam w ogóle tego faktu. Staram się coś odgrzebać z pamięci, wiem ze gotowaliśmy jakiś obiad, ale żeby to moja carbonara była…? Nic a nic mi nie świta. Ciekawe…