Czytamy to „odżi ruri”. Takiej nomenklatury używałyśmy z siostrami sisters, gdyśmy na włoskiej ziemi pospołu brzoskwinie zrywały. Jeździłyśmy tam co lato przez kilka lat z rzędu, najpierw robiąc przerywki owoców, potem zbierając brzoskwinie i nektarynki, by z początkiem września przerzucić się na gruszki. Notabene grusze przypominały wyglądem winogrona, bo umocowane były na drucianych konstrukcjach. Agronomowie tamtejsi zadbali o to, aby cała para szła w owoce, dlatego drzewka były wątłe. Mało tego – gruszki dostawały specjalne opryski na wzmocnienie ogonków, bo zwykły nie utrzymałby tak wielkiego owocu. Naoglądałyśmy się sadownictwa unijnego po wsze czasy. Dlatego cieszę się, że nasi rolnicy są w tyle i nie stać ich na te wszystkie opryski. Z pożytkiem dla konsumenta. A co z tymi rurami?
Za pierwszym razem nie umiałyśmy w ogóle mówić po włosku, zapoznawałyśmy sie dopiero z najbardziej przydatnymi słówkami. Były to min. dziś, jutro, brzoskwinie, czyli oggi, domani, pesche. Dopasowywałyśmy oczywiście polskie słowa końcówkami, by brzmiały bardziej włosko, dlatego gdy a obiad był makaron – rurki, z upodobaniem recytowałyśmy chóralnie: „Oggi rury”. Zawsze też bawiło nas, gdy słyszałyśmy od Włochów: „Anke lej!”, a prawie zawsze jakaś Anka była w sezonowej obsadzie gastarbeiterów. Dziwne nam się wydawały zapędy, by nieszczęsnej Ance wymierzać niezasłużone razy. Okazało się, że znaczy to prozaiczne „ona też”. Po odczarowaniu oczywiście już nie bawiło. Rury i spaghetti z kotletem panierowanym, który mama smażyła dla nas w Polsce i którego odmrażałyśmy w miarę potrzeb, plus passata z kartonika i ciecierzyca z puszki były naszym najczęstszym posiłkiem. Szybkie, syte i nienajgorsze. Niektórzy jedli przez 2 miesiące puszki i zupki chińskie. Dlatego mam sentyment do wszelkich ruropodobnych makaronów. Dziś będą to cannelloni, czyli rury wyjątkowo pokaźne. Do tego wegetariańskie.
Cannelloni z dynią lub cukinią i rozmarynem
Czas przygotowania: 1,5 godziny
Składniki dla czterech osób:
- 12 cannelloni
- 2 cukinie lub 500 g dyni (to była moja ostatnia dynia z zamrażarki w tym roku)
- kilka pomidorów suszonych, pokrojonych w drobne paski
- 250 g ricotty
- 2 gałązki świeżego rozmarynu
- 2 żółtka
- 100 g sera grana lub parmezanu
- mała cebula
- 3 ząbki czosnku
- sos beszamel (pół litra mleka, 3 dość pełne łyżki mąki, 30 g masła, sól i gałka muszkatołowa do smaku)
Opcje są dwie – albo podgotowujemy rury i nadziewamy miękkie, wytedy się krócej zapiekają. Ja wybrałam wersję z surowymi. Przygotowujemy farsz – dynię/cukinię podsmażamy na oliwie, dodajemy cebule, czosnek i igiełki rozmarynu.
Całość miksujemy. Łączymy z pomidorami, ricottą, żółtkami i serem, doprawiamy. Nadziewamy rurki i układamy je w żaroodpornym naczyniu, posmarowanym masłem. Włączamy piekarnik na 170 stopni, przygotowując w tym czasie beszamel. Roztapiamy masło w rondlu, dodajemy mąkę, podsmażamy chwilę, mieszajac rózgą. Wlewamy zimne mleko i stale mieszamy, aż do zagotowania. Beszamel gęstnieje dopiero po zagotowaniu. Zestawiamy z ognia, solimy, dodajemy startą gałkę muszkatołową, można wsypać trochę grana padano. Zalewamy sosem cannelloni, posypujemy resztą sera i zapiekamy około 35–40 minut. Pyszne, wspaniałe, smakowe i co tam jeszcze przyjdzie Wam do głowy. Ja uwielbiam ruri.