Ten pasztet

pasztet z tymiankiem

Olśniło mnie ostatnio, bo przypomniałam sobie o, że tak się nieprzyzwoicie wyrażę, pate (nie wiem jak się wyczarowuje na klawiaturze akcent nad „e”, ale powinien być, co powoduje wspaniałą snobistyczną wymowę z fhancuska). Właściwie jest to jedyna pozytywna rzecz jaką zapamiętałam z miesięcznej współpracy z pewnym irlandzkim kucharzem, na co do tego stopnia spuściłam zasłonę milczenia, że mój umysł wyparł po prostu ten czas ze świadomości. Tak się załatwia te sprawy, ha!

Wracając jednak do przedmiotu dzisiejszych wprawek, skoro wielkimi krokami zbliża się katolickie święto Bożego Narodzenia, paszteciszcze owo, przepraszam – pate, mogłoby się znaleźć na co poniektórym stole. Dalej, śmiało! Zaskoczcie rodziców – niedowiarków, którzy ciągle myślą że szczyt Waszych możliwości to nałożenie chrzanu do małego eleganckiego naczynka i ułożenie na świątecznym stole talerzy. Wiem o czym mówię, bo pracując wtedy z uroczym krajanem Colina Farrella, nawet nie miałam okazji owego przyrządzić. Ale ZAPAMIĘTAŁAM bezczelnie proces produkcji. I postanowiłam niecnie wykorzystać. Prostota owego jest wręcz porażająca, że użyję ulubionego sformułowania europosła Ziobry.

Pasztet z tymiankiem

Czas przygotowania: 1 godzina

Składniki:

  • kilograma kurzych wątróbek
  • 50 ml brandy
  • garści świeżego tymianku
  • sklarowanego masła z jednej kostki
  • patelni, piekarnika i malaksera, że o soli i pieprzu nie wspomnę

Już wyjaśniam nieścisłości. Po pierwsze – brandy. Jest to największy wydatek, ale ja nabyłam drogą kupna Napoleona w Biedrze za 29.99 i się świetnie sprawdził (Lidl też posiada w ofercie w podobnej cenie). A jak zostanie to wiadomo, albo też można poczekać na kolejny przepis z tym alkoholem w tle :). Co do klarowania masła – roztapiamy je w rondelku, potem zmniejszamy ogień, niech sobie popyka, powiedzmy 20 min. do pół godziny, następnie zdejmujemy piankę łyżka i ostrożnie zlewamy żółty tłuszcz. I to jest nasza esencja. Tego będziemy używać, pozbywszy się mlecznych składników masła, które są odpowiedzialne za palenie się go na patelni. Zanim przystąpimy do głównych czynności, musimy zamarynować wątróbki w brandy. Wkładamy je więc do jakiejś michy i zalewamy alkoholem.50 ml powinno wystarczyć, zawsze można chlusnąć jeszcze kilka kropel dla dodania animuszu ;).

sklarowane masło w rondelku

Teraz sprawa jest prosta. Włączamy piekarnik na 170–180 stopni. On się nagrzewa, a my oczyszczamy wątróbki, rozgrzewamy patelnię i obsmażamy je partiami, po minucie z każdej strony. Układamy je na blaszce, z garści tymianku obrywamy wszystkie małe listki, dodajemy, polewamy połową masła które nam zostało i do pieca na około 10 minut. Po upieczeniu (nie mogą być za suche, jeśli jeszcze odrobineczkę czerwienieją to nic nie szkodzi). Wyjmujemy, przekładamy do wysokiego naczynia i miksujemy, chyba że mamy taki gotowy stojacy malakser). Po zmiksowaniu doprawiamy solą i pieprzem, przekładamy do podłużnej foremki na pasztet i polewamy wierzch resztą masła i zostawiamy do ostygnięcia. Najlepiej podawać z żurawiną, przepis na nią umieszczę następnym razem. Póki co ta ze słoika jest ok.

Alem się zajadała! Ale było wykwintnie i cmokająco! Jak zrobicie coś takiego na świąteczny stół to narody i społeczeństwa będą klękać. A mamie się łezka w oku zakręci, że takiego pięknego syna/córkę urodziła.

Scroll to Top