Kto by pomyślał, że anno domini 2015 będę się poruszać po Krakowie w masce (powinnam raczej napisać „popylać” hje hje). No ale takie są fakty. Wczoraj wracając od siostry nałożyłam na twarz ten osprzęt Lorda Vadera. Trochę się wstydziłam, ale na szczęście minęły mnie tylko dwie osoby. Jednak gdy przed wejściem do tramwaju zdjęłam ją z twarzy i wciągnęłam powietrze, smród mnie prawie powalił. Odrzuciłam więc szybko skrępowanie i skrupuły. I pomyślałam, że wystarczy peruka, za duży płaszcz i mogę napadac na kioski ruchu, kradnąc dzienny utarg zdezorientowanym kioskarzom.
Dziś zupa z kapusty z pokaźną ilością pesto, ryżem carnaroli, pomidorami i serem grana.
A takze kilka porcji kremu z buraków.
Jako danie główne zrobiliśmy nowość – pęczak z warzywami, fetą i sosem z gorgonzoli.
I – last but not least – SLOPPY JOE. Nasza gwiazdeczka.
W deserach są Kanadyjczycy. Jest tarta z marmoladą figową i kremem czekoladowym.
Później będzie tarta cytrynowa.