Były już niższe temperatury w tym miesiącu, ale wtedy podeszłam do nich dość entuzjastycznie. Dziś entuzjazmy zastąpiła Wielka Smuta. Wychodząc rano z domu wyobrażam sobie, że jestem jakąś obłą formą przetrwalnika, który żyje na pół gwizdka do końca mrozów. Telepie się ulicami, tramwajami, schodami ruchomymi, przeskakujac z jednego ciepłego punktu do drugiego. Taki czas i forma imago, którą przyjęłam, sprzyjają kontemplowaniu żałoby po odejściu mojego idola, bo niestety nie pogodziłam się jeszcze z tym faktem.
Nie lękajcie się jednak! W Nowym Bufecie stan anabiozy zawieszam na wieszaku na zapleczu wraz z kożuchem. Zamieniam się w rzutkiego kulinarnego stachanowca z optymistycznym nastawieniem do życia. Dlatego tutejsze posiłki mogą zawierać śladowe ilosci podrobów w postaci mojego serca.
Dziś mam dla Was krem pomidorowy z pesto bazyliowym. Albo krem z dyni z mleczkiem kokosowym.
Na główne jest rozgrzewajace curry indyjskie z wielu warzyw, z jaśminowym ryżem lub chlebkami naan.
Kilka porcji chili con carne też się znajdzie.
Tarta to kozi ser, pomidorki i duszona cukinia.
Na słodko jest kilku Kanadyjczyków i tarta blokowo-czekoladowa.