Pamiętacie, jak niedawno zachwalałam tutaj serial „Vinyl”? Obejrzawszy li i jedynie pilota plus jeden odcinek. Oglądałam, ogladałam i przestałam. Ze wspaniale zapowiadajacej się historii (pilot naprawdę wbija w fotel!) zrobił się telewizyjny smęt, produkcyjniak, soap opera. Jestem zła na producentów, że zmarnowali szansę opowiedzenia kawału historii muzyki. Tu jest odwrotnie niż u Hitchcocka – trzęsienie ziemi i napięcie spada. Szkoda, szkoda, szkoda. Wrociłam z podkulonym ogonem do prezydenta Underwooda i jego nie mniej uroczej małżonki, którzy w czwartym sezonie zwierają szyki i grają razem. Bazo skutecznie.
Widzę tu pewną analogię – ja i mój małżonek również gramy do jednej bramki i póki co skuteczność jest.
Dziś do naszej drużyny dołączyli następujący zawodnicy:
– krem z soczewicy i pomidorów z kminkiem, kolendrą i kurkumą
– curry wegetariańskie z jarmużem, batatami, dynią, ciecierzycą i innymi, z ryżem basmati
– tarta z brokułami, gorgonzolą i pestkami z dyni
– Kanadyjczycy
– kruche ciasto z porzeczkami
Dziś zamiast zdjecia jest czterosekundowy filmik z życia ciasta.