Ach te Zielone Świątki. Rok w rok zaskakują tak samo. Budzisz się w niedzielę, gnasz na rowerze do bufetu żeby przygotować gnocchi i trochę posprzątać. W planach masz obskoczenie sklepów, żeby dokupić kilka rzeczy, których zabrakło. Otwierasz maila od Lidla z nową gazetką. Do tej pory nie wiesz co jest w gazetce, bo zobaczyłaś tylko duży czerwony napis, że w niedzielę 15 maja sklepy Lidl są nieczynne. Zielone Świątki atakują. To jest właśnie ten moment, kiedy przypominasz sobie z lekcji religii i kilku sakramentów które kiedyś przyjęłaś, że istnieje Ten Trzeci. Niby że jest gołębicą, ale Ty widzisz go jako posępne ptaszysko, które nie pozwala Ci prowadzić swojej malutkiej działalności gospodarczej ustalonym rytmem.
Na szczęście jest soczewica. Jest marchewka. Dlatego robisz z nich dzisiejszą zupę, mimo braku zatowarowania.
Gnocchi zrobiłaś w niedzielę z zakupionych w piątek przezornie ziemniaków. Kilka warzywek i pikantne salami też się znajdzie, a puszki włoskich pomidorów bez skóry są zawsze zachomikowane w magazynie. Jako że posiadasz gorgonzolę, białe wino i śmietanę, robisz jeszcze jeden sos dla wegetarian.
Z produktów, które posiadasz udaje się jeszcze zmajstrować tartę wytrawną – dorzucasz do niej dynię, duszoną cukinię, pomidorki cherry i fetę.
Na Kanadyjczyków jest wszystko, na tartę czekoladowo blokową też masz składniki. Uff – uratowani…
Czujesz się jak świerszcz z bajki Andersena, który całe lato pracuje, żeby przeżyć w spokoju zimę. A Wy, mrowki, hulajcie na razie do woli – jak zrobi się zimno, przyjmę Was do bufetu na małe co nieco.