Ten tydzień trochę nas przerósł pod względem frekwencyjnym. Dlatego nie mam czasu na próżne rozpiski o swoich przygodach, bo robota czeka. Tak jak Michael Palin w „Skeczu z martwą papugą” śpiewał o tym, że pragnie być drwalem w damskich ciuszkach, ja pragnę oprócz gotowania jeszcze pisaaaaaaać. Rozwodzić się nad pierdólkami i wywoływać przynajmniej półuśmiechy na Waszych twarzach. Rzeczywistość weryfikuje marzenia i każe nie wyściubiać nosa zza garou. Więc piszę o jadłospisie dnia dzisiejszego.
Na początek będzie krem z pieczonych pomidorów z rozmarynem i oliwą.
Potem quesadillas. Ale trochę zmienione. Wczoraj upiekliśmy kurczeta z wolnego wybiegu, dziś rano obrałam z nich mięso i to będzie baza. Dalej podobnie, czyli grillowana cukinia, kukurydza i ser. Sos jest trochę inny, bo dodałam doń ajwaru.
Tarty wytrawnej zostały jeszcze cztery kawałki, dziś zrobiliśmy tylko jedną, bo quesadillas skutecznie kanibalizuje pozostałe pozycje z menu. A my w weekend chcemy zjesć szparagi, a nie dzisiejsza tartę.
Na słodko są sbriciolaty z truskawkami i ricottą.