Wspomniana wczoraj siostra, która przy okazji oglądania meczów na miejscu za jednym zamachem zwiedza Francję dzwoniła do mamy i podzieliła się spostrzeżeniami. Ogólnie rzecz biorąc kraj ją zachwycił, ludzie zauroczyli a kolory Lazurowego Wybrzeża oszołomiły. Nie podoba jej się tylko jedno – kibic polski. Ianus Polonicus Ordinarius. Sandałoskarpetkowiec piwożłop. Oczywiście kibic en masse, nie jednostkowo, ale to chyba ogólna specyfika takich imprez i każdy kraj ma swój Dżejnusowy odpowiednik (wszystkich znajomych o tym wdzięcznym imieniu przepraszam, ale zapewne ktoś wymyślił Janusza, żeby nie nadużywać „buraka”).
I tu od razu przyznaję, że ja buraka nadużyłam – tak nadużyłam, że dziś możecie jeszcze kupić chłodnik z młodej jego wersji, czyli botwinki.
Ciepła zupa to dziś krem z dyni i cukini z zielonym makaronem z cukiniowej skórki. I tymiankiem. Jako główne danie mamy kaszę bulgur z pieczonymi warzywami – małymi ziemniaczkami, marchewką i kalafiorem, do tego świeża żółta fasolka szparagowa i sos z gorgonzoli.
Tarta wytrawna to albo brokuły, pomidorki i ser kozi, albo duszona w białym winie cukinia z fetą.
Na słodko jest tarta czekoladowo-kajmakowa w cenie 7 zł.