Spróbuję szybko dokończyć moją historyjkę z wczoraj. Jest bardzo krótka. Na tym weselu kolegi postanowiłyśmy z moją przyjaciółką coś mu zaśpiewać od siebie. W tym celu udałyśmy się na podest do kapeli, żeby sprawdzić czy coś z tego co umiem śpiewać, oni umieją grać. Posiadali listę wykonywanych utworów i ją nam udostępnili. A na liście? Ho, ho! I nie ho ho, że disco polo, bo to wiadomka i pewien żelazny weselny repertuar. Zagraniczniaki napisane były fonetycznie. A wśród nich jaśniał jak słońce mój faworyt: KAMIZI.
To ten sam gatunek, co przebój Eltona Johna, który podobał sie znajomemu z pracy – mówił że lubi tę jego piosenkę KOKO HART.
Koko? Koko dziś u nas na lancz. W postaci tagine z Północnej Afryki. Koko jest na korzenno-słodko, posypane prażonymi nerkowcami i świeżą bazylią, podane z bulgurem.
Jeśli macie ochotę na zupe, to jest krem z dyni i cukini, z zielonym pseudomakaronem ze skórki cukini. Oraz kilka porcji kremu z buraków.
Do tarty wytrawnej włożyłam oliwki, grillowaną paprykę z odrobiną octu balsamicznego i miękki ser pleśniowy z niebieską pleśnią.
Na słodko jest tarta kajmakowo-czekoladowa.