Przygotowałam dziś nowość. Jeszcze się troli na fajerce, ale do 11 powinien być gotowy. To gulasz segedyński, ale wersja moja, zmodyfikowana. Oryginalny jest z wieprzowiny, a ja jestem jej średnią fanką (w formie dojrzewajacych wędlin pasuje mi najbardziej), a po drugie Wy też możecie być średnimi fankami/fanami. Wtedy ja zostaję z garem wieprzowiny i zjadam ją z musu do piatku, po czym nabieram do niej obrzydzenia ne resztę życia.
Dlatego WOŁOWINA. Reszta składników to kapusta kiszona (taka prawdziwa z placu, na wagę), kminek i papryka. A podajemy go z czeskim knedlem, którego sami spreparowaliśmy i kleksem (uwielbiam to słowo w tym kontekście) kwaśnej śmietany. Reasumując – poruszamy się po Cesarstwie Austro – Węgierskim pod auspicjami Habsburgów (rodu dość szpetnego, co widziałam we Wiedniu na miniaturkach w Muzeum Histori Sztuki).
Ale nie samym CK człowiek żyje. Zupa jest z kukurydzy z mleczkiem kokosowym, imbirem, trawą cytrynową i limonką. Więc raczej Daleki Wschód.
Tarta wytrawna posiada w składzie cukinię, pomidorki cherry, kozi ser i pesto.
A w słodyczowni czeka sbriciolata z ricottą i malinami (dziękuję Losowi za póżne jesienne maliny).