Wprawdzie nie minęły jeszcze dwa tygodnie jak u Bartosza Waglewskiego, ale zbliżam się chyba do tej daty (a może już minęły – nie jestem pewna, a lenistwo nie pozwala mi sprawdzić). Daty odinstalowania twarzoksiażki z tableta. Bardzo mi przykro, ale nie mam dla Was uniwersalnych przemyśleń i nie stałam sie nagle panią własnego czasu. Od ponad dwóch lat nie jestem specjalną panią czasu swego i nie Fejsbuk jest temu winien. Nie doznałam żadnej iluminacji, a wnioski mogę streścić w jednej niezbyt wyszukanej sentencji – im mniej fejsbuka tym mniej fejsbuka. Po prostu – im wiecej tam siedzisz tym więcej tam siedzisz, a kiedy siedzisz mało to nawet nie zauważasz kiedy ów portal społecznościowy znajdujesz nudnym a skrolowanie ekranu bezmyślnym. Poza tym absolutnie nic się nie zmieniło oprócz pogody.
Lekcja z felietonu odrobiona, więc do dzieła!
Dziś w naszym koszyczku są następujące wiktuały:
– krem z soczewicy i marchewki z kminkiem i kolendrą
– tajskie curry massaman, czyli wołowina w mleczku kokosowym z ziemniakami, liśćmi kaffiru, cynamonem, kardamonem, orzeszkami ziemnymi i kolendrą, podawana z ryżem basmati; średnioostre
– lasagne z grillowana cukinią i bakłażanem, pieczoną dynią i oliwą truflową
– tarta z duszoną cukinią, pomidorami suszonymi, kozim serem i czarnuszką
– sbriciolata z ricottą i malinami