Czy tylko mnie się zdaje, czy nastąpiła jakaś serialowa posucha? Pojawiają się nowości, jest wokół nich mnóstwo szumu, ale potem okazują się często przerostami formy nad trescią, albo gniotami z mieliznami fabularnymi. Za taki uważam hit ostatnich tygodni – „Westworld”, który podzielił publiczność, ba – nawet moją rodzinę podzielił. Jest frakcja apologetów, jest i frakcja sceptyków, do której jak wspomniałam, ja też się zaliczam (swoją drogą to duże szczęście że nie dzielą nas poglądy polityczne, a jedynie stosunek do jakiegoś tam serialu). Uważam ze mimo obsady, mimo ogromnego potencjału i zagadki, serial jest zwyczajnie nudnawy i nie wciąga. I że w tym temacie jest „Łowca Androidów” (który też nie tryska akcją a wciaga niesamowicie) i długo nic. Wiem że obrońcy rzucą się z dzidami, ale jestem na to gotowa. Generalnie zauważam taką tendencję serialową, że najważniejszy jest początek i koniec odcinka. Końcówka ma wbić w fotel i zmuszać widza do obejrzenia kolejnej części, a środkiem realizatorzy przejmują się jakby mniej. Przede wszystkim trudno o dobry obyczaj – musi być na dziwno, na krwawo, na filozoficznie. Jeśli macie jakieś serialowe perły przed mojego wieprza, które przeczą tej tezie, rzućcie je czym prędzej a zwinny ryjek wyłapie wszystkie. I z radością odszczeka, chociaż nie jest psem.
Tymczasem przenosimy się na plan remake’u czeskiego serialu z lat osiemdziesiątych „Kobieta za ladą”. W dzisiejszym odcinku występują:
– krem z dyni z mleczkiem kokosowym, imbirem, limonką i trawą cytrynową
– grillowana polenta z brokułami, kalafiorem i fasolką szparagową, polana sosem z gorgonzoli
– chili con carne
– tarta z duszonymi porami, fetą, ricottą i pestkami słonecznika
– uwiecznione na zdjęciu kruche maślane ciasto z konfiturą z porzeczki, którą sama przyrządziłam, ubogacając jej smak laską cynamonu i pomarańczą w całości.