Przy okazji zamieszczenia na Wielkiej Pyszności przepisu na sbriciolatę, przybuszowałam trochę po swoich starych wpisach. Szukam, oglądam, patrzę – a tam przepis na wołowinę w ciemnym piwie z suszonymi śliwkami. Przepis zaczerpnięty z jakiegoś włoskiego serwisu kulinarnego, który jak pamiętam wyszedł niczego sobie. Parę w tym wpisie zdań, których teraz bym nie napisała, na przykład o tym jak to piję piwo Ciechan, żeby wspierać rodzinne strony. Cóż – od jakiegoś czasu jest to jedyne piwo, wyłączając koncernowe siuśkowate „eurolagery”, którego nie kupuję programowo. Bo mi się nie podobają zapatrywania właściciela na wiele spraw. Moze to niewiele, może to śmieszne jest, ale skoro kupując produkt kupujesz okreslony styl życia, to mój styl jest na rewersie. Cała reszta wywodu jest aktualna. Toteż wiecie już, że na wczesny przedobiad, zwany z angielska lanczem jest wołowina. Reszta kształtuje się następująco:
– krem z selera z gorgoznolą
– wołowina z suszonymi śliwkami duszona w ciemnym piwie, podawana z kaszą bulgur
– tarta wytrawna z dynią, fetą, pomidorkami i tymiankiem
– brownie czekoladowe z sosem karmelowym