Kilka dni temu jadłam ramen – w nocy śniło mi się że gotuję ramen. Nigdy go nie gotowałam, ale we śnie doskonale znałam przepis. Potem widziałam w menu jednego fajnego miejsca trippa alla parmigiana. Śniło mi się, że przygotowywałam dla rodziny owe trippa, czyli flaczki w pomidorach, podlewane rosołem i posypane parmezanem. We śnie robiłam to całkiem inaczej – podsmażałam flaki z krewetkami, podlewałam winem, flambirowałam, a oddzielnie podpiekałam na złoto chlebowe okruszki do posypania całości. Pamiętam doskonale ten wysoki ogień z flambirowania we śnie, bo bałam się że spalę kuchnię. W sennej marze stworzyłam jakąś dziwną hybrydę flakowo-krewetkową, której forma ostateczna przypominała hiszpańską tortillę. Pamiętam że było smaczne. Zastanawiam się czy kiedyś nie spróbować… Bo że spróbuję kiedyś zrobić ramen, to jest pewne. Raczej nie tutaj, bo to nie jest takie hop siup, więc raczej pobuszuję w azjatyckich sklepach i zrobię wersję demo w domu. Póki nie ma tych wszystkich dziwności w menu, serwujemy Wam nasze klasyki:
– włoska zupa warzywna minestrone z makaronem orzo i zieloną soczewicą
– butter chicken, czyli kurczak w sosie z garam masala, pomidorami, masłem, podawany z ryżem basmati i świeżą kolendrą
– tarta wytrawna z burakami, kozim serem, pomidorami i pestkami dyni
– krem z soczewicy i marchewki
– tarta cytrynowa (plus dwa kawałki pomarańczowo-śmietankowej).