Ta chwila, kiedy jedziesz ze znajomą tym samym autobusem po pracy, ale obie jesteście tak skoncentrowane na powrocie do domu i swoich myślach że choć dzieli was trzydzieści centymetrów zauważasz ją dopiero gdy autobus się zatrzymuje, a ciebie kątem oka zainteresowały duże słuchawki na jej uszach a nie znajoma fizjognomia. Drzwi się otwierają a Ty dopiero chwytasz ją za ramię i obie prezentujecie światu i sobie nawzajem zakłopotane uśmiechy w typie „o kurczę, nie zauwayłam Cię”,”Szkoda że nie zamieniłysmy ani słowa”. Wysiadasz i myślisz, że szkoda zmarnowanej okazji, bo lepiej gdyby w takiej sytuacji trafiło na słabą znajomą typu ” uciekać jak najdalej bo zaraz się przylepi i zacznie ględzić”. Tutaj była szansa normalnej, niezdawkowej i serdecznej rozmowy. Trudno, do następnej razy.
Koniec wstępu, teraz abstrachuję, czyli idę do meritum.
Zmontowaliśmy Wam nowe curry. Składniki bazowe to kalafior i ciecierzyca, plus świeży szpinak, mleczko kokosowe, pomidory, garam masala, imbir. Podajemy z ryżem basmati. Bardzo fajne jest i ładnie się prezentuje.
Co poza curry? Jest krem z pieczonej cebuli z grzankami, albo krem z ciecierzycy i pomidorów. Jest tarta ze speckiem, karczochami, fetą i pesto i dwa kawałki tarty z oliwkami, serem grana padano, dynią i pomidorkami cherry. Na słodko mamy kruchą tartę cytrynową.