Czuję się w obowiazku coś sprostować. Otóż wczoraj dopiero po skończeniu pracy spostrzegłam że nie mam telefonu, bo chciałam sobie ustawić budzik na wieczór. Cały pracujący dzień nie zorientowałam się że nic mi nie dzwoni, a aparat nie leży w umówionym miejscu. Skutkiem było dziewiętnaście nieodebranych połączeń – jak to zobaczylam to się złapałam za głowę. Wygląda na to, że ten miesiąc jest jednym z najcięższych w nowym 2017 roku a natłok różnych rzeczy każe głowie nie pamiętać o dodatkowym obciążeniu jakim jest telefon. A może po prostu zaczynam osiągać jakąś wewnętrzna równowagę, w której telefon nie gra pierwszych ani nawet drugich skrzypiec.
W każdym razie dziś jest, leży obok przybornika na sztućce i serwetki, a ja będę go odbierać w miarę możliwości, jeśli akurat nie będzie kilkunastoosobowej kolejki.
Teraz Wam napiszę, za czym kolejka ta (hipotetyczna) będzie stała. Nie po szarość jak u Krystyny Prońko, ale po następujące dania:
– krem z kalafiora z różyczkami brokułów
– włoska warzywna zupa minestrone
– chili con carne z wołowiny z pszenną tortillą i świeżą kolendrą
– tarta szpinakowa z ricottą, gorgonzolą i czarnuszką
– tarta z porchettą, pomidorkami śliwkowymi i duszoną w winie cukinią
– ciasto drożdżowe ze śliwkami, kruszonką i płatkami migdałów.