Sluchajcie – ja wiem, że to, o co Was teraz spytam może niekoniecznie powinno pojawić się w jakichkolwiek związkach z gastronomią i że spece od marketingu stanowczo by mi to odradzali. Jedyny spec od marketingu jakiego posiadam znajduje się na zapleczu, kończy robić rubeny i nie czyta tego, co wyprodukuję.
Sprawa jest następująca – od rana zastanawiam się, skąd się wzięło słowo „zapyziały”. Mam w domu tylko jeden słownik, nie zdążyłam do niego zajrzeć rano (a niekoniecznie znajdę w nim odpowiedż na tę ważką kwestię), a internety konsekwentnie milcz w tej materii. Czy to od „pyzy”? Jeśli tak, to dlaczego? Pragnę poznać etymologię, ale nie mam skąd wziąć wiedzy. Jeśli są wśród Was jacyś łebscy językoznawcy, albo laicy którzy zgłębiali już temat na własną rękę, to proszę o podzielenie się informacjami. Nagrodzę kawą z dolewką.
Pozostali z Was nie interesują się słowem „zapyziały”, ale bardzo chcieliby wiedzieć co dziś ugotowaliśmy i upiekliśmy. Uprzejmie służę listą:
– krem porowo-ziemniaczany z grzankami (Ci, którzy bierzecie na wynos-upewnijcie się, że wrzuciłam Wam grzanki, bo notorycznie o tym zapominam)
– makaron farfalle z grillowaną cukinią w sosie śmietanowo-winnym z zielonym pieprzem, posypane serem pecorino romano
– tarta wytrawna z brokułami, czarnymi oliwkami, gorgonzolą i pomidorowym flanem
– sbriciolata, czyli włoski kruchy deser z malinami i serem ricotta
– jeszcze dwa kawałki blondie.