Taki film ostatnio widziałam – „Hired gun” – żadne arcydzieło, ale do obejrzenia. To amerykański dokument traktujący o muzykach sesyjnych, głównie gitarzystach i perkusistach. Oczywiście o tych najlepszych, bo Amerykanów nie interesują ci z drugiego czy trzeciego miejsca – oglądamy więc top topów. To muzycy, którzy wspierają (bądź wspierali) swoim talentem i instrumentami Prince’a, Michaela Jacksona, Alice Coopera, Toto, Billy Joela, Metallikę, Beyonce, Pink czy Nine Inch Nails. Słuchamy ich opowieści o kulisach, o tym jaki mają wkład w powstanie światowych hitów i jak się pracuje z tym czy z tamtą. Czasami z wypowiedzi przebija frustracja, często duma z wykonywanego zawodu, ale wszyscy mają wspólny mianownik – wiedzą że muszą być najlepsi, bo tych dobrych są miliony. Chociaż to ostatnie nie zawsze się sprawdza, bo czasem ważniejsze jest, że jesteś „tylko” bardzo dobrą gitarzystką, ale wspaniałą gościówą i jest spora szansa, że przez rok trasy koncertowej nie pourywacie sobie wzajem łbów. No i mamy opowieść dwóch z bohaterów, że nawet na kibelku może powstać hiper-przebój. „Hired gun” jest do obejrzenia na Netflixie, jakby ktoś był zainteresowany.
Wielu nie jest zainteresowanych jakimś tam filmem i czyta to głównie ze względu na hipotetyczny posiłek, który może właśnie dziś zje u nas. Dla Was więc poniższa lista:
– krem porowo-ziemniaczany z tymiankiem i grzankami
– makaron farfalle z grillowaną cukinią i sosem śmietanowo-winnym z dodatkiem zielonego pieprzu, posypane wyrazistym serem Pecorino Romano
– tarta z brokułami, gorgonzolą i pestkami słonecznika
– tarta cytrynowa z bezą.